"To Michael". Nie ma wątpliwości
Producent muzyczny Teddy Riley skrytykował klan Jacksonów po tym, jak rodzina zmarłego piosenkarza zakwestionowała autentyczność pierwszego pośmiertnego singla Króla Popu "Breaking News".
Piosenka po swojej premierze w poniedziałek (8 listopada) wywołała kontrowersje. Fani Michaela Jacksona nie byli pewni, czy partie wokalne w utworze należą do artysty. Autentyczność nagrania zakwestionowała rodzina, w tym również jeden z bratanków "Jacko".
"Znam głos mojego wujka i to jest poważny problem, gdy cała rodzina uważa, że to nie on śpiewa w tej piosence" - napisał na Twitterze Taryll Jackson, syn Tito, brata Michaela.
"Nie zastanawiacie się, dlaczego tak się stało? A ja mam kilka pytań. Jednak szefowie wytwórni płytowej nie chcą na nie odpowiedzieć. Ich metoda działania to kłamstwo i oszustwo. Brzmieć jak Michael Jackson, a być Michaelem Jacksonem, to dwie różne sprawy" - dodał Taryll.
Wątpliwości rodziny Jacksonów oraz fanów stara się rozwiać Teddy Riley, który pracował z Michaelem nad albumami "Dangerous" i "HIStory".
"Kiedy usłyszałem nowe piosenki, moje serce zapłakało słysząc ponownie Michaela. Partie wokalne były bardzo eleganckie, bez nuty fałszu, dopracowane. Nie mam żadnych wątpliwości, że to głos Michaela" - oświadczył producent.
"Zrobiłem z tym materiałem to, co Michael oczekiwałby ode mnie. To jego dziedzictwo. Pozwólcie mu żyć" - dodał w rozmowie z Associated Press.
Słowa Teddy'ego Riley'a poparł Frank DiLeo, były menedżer zmarłego artysty.
"Wielokrotnie rozmawiałem z Michaelem przez telefon, gdy był w studio nagraniowym. Był pełen entuzjazmu i podniecenia. A słuchając tych piosenek można od razu stwierdzić, że podczas sesji nagraniowej świetnie się bawił" - wspomina.
Pośmiertny album Michaela Jacksona trafi do sklepów w połowie grudnia.
Posłuchaj "Breaking News":