Sława Mikołajczyk nie żyje. Była wokalistką grupy Trubadurzy i zespołu Krzysztofa Krawczyka
Nagradzana na festiwalach w Opolu i Szczecinie Sława Mikołajczyk zmarła 22 listopada. Występowała m.in. w składzie grup Trubadurzy, Quorum, Czerwono-Czarni, Pro Contra i Krystof Band, która towarzyszyła Krzysztofowi Krawczykowi na koncertach w USA.
O śmierci wokalistki jako pierwsze poinformowało Miejskie Centrum Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim.
"Zmarła Sława Mikołajczyk, laureatka I Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie, jedna z dwóch wokalistek (obok Haliny Żytkowiak), które w drugiej połowie lat 60. nagrywały i koncertowały z Trubadurami. Dzięki brawurowemu wykonaniu piosenki 'Ondraszku, Ondraszku' z zespołem założonym przez Sławomira Kowalewskiego i Krzysztofa Krawczyka zdobyła w 1966 roku nagrodę za debiut na IV Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu" - czytamy na Facebooku.
"Współpraca z Trubadurami była nie tylko wielką przygodą, ale i artystyczną szkołą. Byliśmy jednym z najpopularniejszych zespołów big-beatowych w Polsce" - wspominała po latach w rozmowie z "Życiem na gorąco".
Wokalistka zaliczyła też współpracę z takimi bigbitowymi formacjami, jak m.in. Izomorf 67, Kanon Rytm i Quorom (pod kierownikiem Juliusza Loranca). Z tym zespołem nagrała swój największy przebój - "Ach, co to był za ślub!".
W 1976 r. Mikołajczyk występowała w ostatnim składzie Czerwono-Czarnych. Później pojawiła się w składzie żeńskiej grupy wokalnej Pro Contra. Z kolei na początku 1981 r. weszła w skład Kristof Band - ten zespół towarzyszył na scenie Krzysztofowi Krawczykowi podczas koncertów w Stanach Zjednoczonych.
Nie zdecydowała się jednak zostać w USA - zrezygnowała ze swojej kariery z powodu syna Sebastiana. Wycofała się wówczas ze sceny, by skupić się na rodzinie.
"Sebastian, mój syn, był wtedy w szkole podstawowej i potrzebował stałej opieki. Próbowałam załatwić mu wyjazd do mnie, ale (...) Sebastian nie dostał paszportu. Wróciłam do kraju" - opowiadała "Życiu na gorąco".
W ostatnim czasie z powodu choroby Sława Mikołajczyk trafiła do szpitala.
"Gdy ze Sławą było źle i leżała w szpitalu, zawiadomiono jej jedynego syna, o złym stanie zdrowia mamy. On mieszka w Irlandii, ale natychmiast zorganizował wszystko i przyleciał. Sława była nieprzytomna. Gdy syn przyjechał i wraz z bliskimi stanął przy jej łóżku, ona na moment odzyskała przytomność. Porozmawiała z nim chwilę, pożegnała się i tego samego dnia zmarła. To było tak, jakby na niego czekała" - opowiada w "Fakcie" jej znajomy i współzałożyciel Studia Integracji w Łodzi Zbigniew Rabiński.