Sharon Jones kilka dni przed śmiercią doznała udaru
60-letnia Sharon Jones zmarła 18 listopada. Według informacji jej bliskich, kilka dni przed śmiercią doznała rozległego udaru.
"Z wielkim smutkiem informujemy, że Sharon Jones zmarła po heroicznej walce z nowotworem trzustki. W dniu śmierci była otoczona przez kochające ją osoby, w tym przez członków zespołu Dap-Kings" - można było przeczytać w oświadczeniu.
Wokalistka, która profesjonalną karierę rozpoczęła w wieku 40 lat, w 2013 roku oznajmiła, że cierpi na raka dróg żółciowych. Jones poddała się operacji i tymczasowo zawiesiła karierę. Niedługo potem lekarze zmienili diagnozę i przyznali, że wokalistka ma II stadium raka trzustki. Sharon przeszła kolejne operacje oraz chemioterapię. Na scenie występowała bez włosów, stanowczo odmawiając noszenia peruki. W 2015 roku na Toronto International Film Festival Jones oświadczyła, że doszło do nawrotu choroby.
W rozmowie z "The Los Angeles Times" członek grupy Dap-Kings, Gabriel Roth, przyznał, że piosenkarka doznała rozległego udaru w nocy z 8 na 9 listopada. Problemy zdrowotne wynikły po tym, jak gwiazda poznała wyniki wyborów prezydenckich w USA.
"Spotkałem ją w szpitalu w Cooperstown. Osobom, które przy niej były powiedziała, że to Donald Trump doprowadził ją do udaru" - stwierdził Roth, dodając, że Jones obwiniała kandydata niemal o wszystko.
Następnego dnia wokalistka doznała kolejnego udaru, który sprawił, że miała poważne trudności z mówieniem. Muzyk zaznaczył jednak, że Sharon wciąż była zdolna do śpiewania.
"Graliśmy przy niej i śpiewaliśmy w kolejnych dniach. Najpierw tylko poruszała ustami, a następnie była w stanie śpiewać" - mówił Roth.