Reklama

Partner Ewy Demarczyk kontra siostra piosenkarki. Sprawa w sądzie

W sądzie trwa sprawa pomiędzy siostrą Ewy Demarczyk a Pawłem Rynkiewiczem, wieloletnim partnerem zmarłej w 2020 r. piosenkarki. "Rodzina Ewy traktuje Pawła jak obcą osobę i oskarżyła go o kradzież majątku" - twierdzi informator "Życia na Gorąco".

W sądzie trwa sprawa pomiędzy siostrą Ewy Demarczyk a Pawłem Rynkiewiczem, wieloletnim partnerem zmarłej w 2020 r. piosenkarki. "Rodzina Ewy traktuje Pawła jak obcą osobę i oskarżyła go o kradzież majątku" - twierdzi informator "Życia na Gorąco".
Pomnik na grobie Ewy Demarczyk w Krakowie /Anna Kaczmarz/Polska Press /East News

Przypomnijmy, że Ewa Demarczyk zmarła 14 sierpnia 2020 r w wieku 79 lat. Przez blisko 40 lat (połowę swojego życia) była związana z Pawłem Rynkiewiczem. Para planowała ślub, jednak do uroczystości nie doszło.

To oznacza, że jedyną spadkobierczynią jest siostra piosenkarki - Lucyna, z którą miała nie utrzymywać kontaktu od dawna.

"Rodzina Ewy traktuje Pawła jak obcą osobę i oskarżyła go o kradzież majątku. Sprawa wciąż toczy się w sądzie" - twierdzi informator "Życia na Gorąco".

Reklama

Rynkiewicz podkreśla ze smutkiem, że w świetle polskiego prawa jest obcą osobą dla swojej zmarłej ukochanej.

"Nigdy nie rozmawiałem z Ewą na temat tego, jak miałby wyglądać jej grób, ale znając ją i rozmawiając przy różnych innych uroczystościach pogrzebowych, wiem, że zależałoby jej na zwykłym nagrobku, w formie sarkofagu. Żadnych ozdóbek, udziwnień czy wystawnych rzeźb. Żyła skromnie i tak też chciała być pochowana. Nigdy nie miała zapędów megalomańskich" - podkreślał Rynkiewicz.

W maju na Facebooku skrytykował postawiony pomnik na grobie wokalistki w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

"To wielka i zawstydzająca pomyłka tych, którzy o tym zadecydowali. Nie mam z tym nic wspólnego i nie mam też cienia wątpliwości, że Ewa nie zaakceptowałaby tak megalomańskiego 'dzieła'. To dla mnie przykre i bolesne, ale nie mam na to wpływu. Odsunięto mnie od takich decyzji".

Ewa Demarczyk - Czarny Anioł polskiej piosenki

Była jedną z najbardziej kojarzonych z Krakowem artystek, cenioną nie tylko w Polsce, ale też zagranicą.

Pierwszy występ wokalistki w Piwnicy pod Baranami odbył się 24 czerwca 1962 r. Przed Demarczyk "na scenę wpada Piotr Skrzynecki. Łamiącym się (ze wzruszenia?) głosem wykrzykuje: 'Proszę państwa, proszę państwa! Miałem powiedzieć dobry wieczór, ale nie mogę. Nie mogę, proszę państwa, bo już czekam na to, co zaraz się wydarzy. Proszę państwa, przed wami wspaniała młoda śpiewaczka, która was zachwyci'" - opisywały debiut Demarczyk Angelika Kuźniak i Ewelina Karpacz-Oboładze w biografii "Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk".

Demarczyk występuje w sukience, którą uszyła jej mama, akompaniuje jej Zygmunt Konieczny. Wykonują "Rebekę" Andrzeja Własta. Demarczyk staje się "biedną Rebeką, która w zamyśleniu czeka na swojego wymarzonego i wytęsknionego". Następnie śpiewa "Puchowy śniegu tren" (A. Włast) i "Czarne anioły".

W 1963 r. w wieku 22 lat Demarczyk debiutuje na festiwalu w Opolu. Zostaje ogłoszona najlepszą piosenkarką. Śpiewa "Karuzelę z Madonnami" (sprawdź!) do słów Mirona Białoszewskiego z muzyką Zygmunta Koniecznego oraz "Czarne anioły".

Kilka miesięcy później na festiwalu w Sopocie (1964) Demarczyk interpretuje "Grande Valse Brillante" (sprawdź!Juliana Tuwima i zajmuje II miejsce w eliminacjach polskich. Otrzymuje nagrodę dziennikarzy. Słucha jej Bruno Coquatrix, dyrektor paryskiej Olympii - słynnej sali koncertowej, w której występowały takie gwiazdy, jak Édith Piaf, Mireille Mathieu, Charles Aznavour. Zaprasza Demarczyk na występ. Pierwszy raz w Olympii artystka wystąpi jeszcze w tym samym roku.

Ostatni koncert Demarczyk z zespołem odbywa się 8 listopada 1999 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Sala żegna ją owacją na stojąco. W lutym następnego roku artystka rozwiązuje zespół. Od tamtego czasu spotyka się z przyjaciółmi coraz rzadziej, stopniowo wycofuje się z życia.

W 1998 r., Edward Miszczak we wspomnianej rozmowie próbuje wyciągnąć z artystki, czemu już wtedy zrezygnowała z życia publicznego. "Ja muszę mieć jakąś część swojego życia - które i tak cały czas od bardzo dawna przebiega na zewnątrz i do oglądania - muszę mieć dla siebie i tego będę bronić absolutnie. Natomiast jeżeli chodzi o dziennikarzy, ja się wycofałam z rozmów. Kiedyś przed wielu laty rozmawiałam, zawsze wychodziło z tego coś strasznego" - wyjaśnia.

Skarży się, że ścigają ją paparazzi, robią jej zdjęcia z ukrycia, a potem publikują je z podpisem "tak dzisiaj wygląda gwiazda". "Dlaczego oni nie przychodzą rozmawiać o tej poezji, o tej muzyce, o tych spektaklach?" - pyta. "Mało tego, są totalnie nieprzygotowani, nic nie wiedzą. Znaczy chodzi tylko o to z kim byłam, gdzie byłam, co robiłam, jak robiłam... To jest moje. Ja nie jestem na sprzedaż" - podkreśliła.

Już po 2000 r. dostała Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", Fryderyka za całokształt działalności, Nagrodę Specjalną Polskich Nagrań Złoty Kogut, Nagrodę Specjalną Programu 1 TVP S.A. dla wybitnej postaci polskiej kultury i Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za całokształt twórczości.

"Ja jestem do dyspozycji absolutnie do końca, do dyspozycji publiczności od momentu, kiedy wchodzę na scenę i gaśnie światło, zaczynają się dźwięki. A poza sceną nie. Czy (...) śpiewanie i to, co ja proponuję, najlepiej jak potrafię, ludziom ze sceny, to jest za mało, żeby kochać?" - pytała Ewa Demarczyk.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Demarczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy