Ostróda Reggae Festival 2017: Na wyjeździe i u siebie
17. edycja Ostróda Reggae Festival za nami. Wydawało się, że przynajmniej jeśli chodzi o istotność wydarzeń muzycznych, trudno będzie przebić to, co działo się w sobotę. A jednak, było to możliwe. Kto wie, może nawet byliśmy świadkami jednego z najważniejszych koncertów ostatnich lat w Czerwonych Koszarach. Na pewno zaś, ostatni raz spotkaliśmy się w tej lokalizacji i w tym terminie. Wbrew pozorom, to dobre informacje, ale po kolei...
Podsumowując całą tegoroczną Ostródę podkreślić należy, że kiedy organizatorzy mówią o święcie muzyki reggae w Polsce, to nie są to puste słowa. Bardzo, ale to bardzo istotnym elementem jest pierwiastek edukacyjny. Najlepiej, jeśli tak jak podczas Ostróda Reggae Festival podawany jest w sposób atrakcyjny i nienachalny. W tym roku każdy z festiwalowych dni na Red Stage zaczynaliśmy od "reggae edukacji".
Ostróda Reggae Festival 2017 zakończony
W niedzielę (13 sierpnia) opowieściami i ilustracjami muzycznymi czarował 27Pablo streszczając historię dancehallu na świecie, poruszając się między słowami kluczami, poprowadził leniwie zbierających się pod sceną festiwalowiczów wprost do najjaśniejszego punktu w line-upie całej imprezy. Do koncertu Big Youth.
Mimo dość specjalnej oprawy, wyraźnego napięcia i oczekiwania na backstage występ Big Youtha nie przyciągnął aż takiej uwagi uczestników festiwalu, jak można było oczekiwać. To jedyne rozczarowanie. Mówię o specjalnej oprawie, bo naprawdę rzadko zdarza się, by w tak emocjonalny sposób popularny Maken, propagator trójkolorowej sceny nad Wisłą opowiadał o kulisach przypadkowego spotkania z artystą na ulicach Kingston, o dociekaniu, dlaczego nigdy jeszcze nie zagrał w Polsce.
Rzadko zdarza się, by gwiazdy występujące wcześniej zwracały uwagę swoich fanów na występ innego artysty i w zabawny sposób rymowały o tym, co może ci się stać, jeśli to przegapisz. Jeszcze rzadziej zdarza się uczestniczyć w koncercie, na którym dźwięk realizuje sam Mad Professor. I tę rękę mistrza dało się usłyszeć w najbardziej odległych zakątkach Koszar.
Muzycy towarzyszący Big Youthowi brzmieli tak, jakby grali wspólnie, razem, a muzyka pojawiała się między nimi spontanicznie i samoistnie. Zaś sam BY, mimo niemłodego już wieku zarażał wszystkich pozytywnymi reakcjami, uśmiechem i dobrymi wibracjami. Mistrzowsko dryfował między tematami lekkimi i przyjemnymi (ach, te kobiety) po te istotne, ważne i aktualne (Korea, kondycja planety i społeczeństwa). A robił to tak, że ani się nie obejrzałeś, a z płomiennego speecha nagle lądowałeś w środku rozbujanego riddimu. Człowiek-muzyka pokazał, czym powinno być muzykowanie. Czym jest storytelling a czym kontakt z publicznością.
Publiczność w swojej masie wybrała przede wszystkim koncerty Tabu, którzy w swój sprawdzony, słoneczny sposób ładowali wszystkim baterie, podrywali do tańca i szukali odpowiedzi czy zaraz po koncercie wolno im będzie świętować swoje 12-lecie, oraz Vavamuffin, którzy, mówiąc językiem futbolu grali jednocześnie i na wyjeździe, i u siebie. Że u siebie - to oczywiste, nie było chyba edycji festiwalu, na której po tej czy tamtej stronie sceny muzycy nie byliby obecni. Że na wyjeździe - a to dlatego, że ostródzki festiwal i jego publika stawia wysokie wymagania i odwdzięcza się spontanicznymi reakcjami. Świadomość, że w tłumie jest raptem kilka osób, które cię jeszcze nie widziało na żywo jest dodatkowym mobilizatorem, by zestaw hitów, zapodawać jak cios za ciosem.
Obie polskie gwiazdy (nie jedyne, festiwal zamykał będący w świetnej formie Mesajah) zaprezentowały się między dwoma, bardzo ważnymi weteranami. O Big Youth już wiemy, ale należy też wspomnieć o równie wiekowej formacji Talisman, która mimo wczesnej pory i dość statycznego zachowania na scenie porywała swoim skupieniem i zaangażowaniem w muzykę, jej istotność i ważność. Przy okazji Brytyjczycy byli żywym dowodem na to, jak wielkimi i otwartymi eksperymentatorami byli i są weterani sceny reggae, nawet jeśli ich muzyczne podróże nie na pierwszy rzut ucha są oczywiste.
Ostatni dzień Ostróda Reggae Festiwal to też czas, by publiczność na chwilę spotkała się z organizatorami imprezy. Te tradycyjne już spotkania nie służą tylko podziękowaniom i gratulacjom. W tym roku padły naprawdę ważne słowa. O zmianie daty festiwalu wiemy już od jakiegoś czasu (w przyszłym roku odbędzie się miesiąc wcześniej), ale pierwszy raz ze sceny padły tak twarde deklaracje dementujące plotki o schyłku ORF w Ostródzie.
Burmistrz miasta jasno zadeklarował chęć wspierania imprezy w kolejnych latach, Piotr "Peter" Kolaj zapewnił o przygotowywaniu zupełnie nowej przestrzeni dla festiwalu... a muzycy Tabu podczas swojego koncertu zdradzili, że już dogadali się z organizatorami i porozumieli co do występu na Ostróda Reggae Festival 2018. Sądząc po frekwencji na ich koncercie (są tacy, którzy twierdzą że przebili Shaggy'ego), będzie to ważny występ.
Skoro ostródzki festiwal, mimo przeciwności, rozwija się, angażuje i staje się miejscem spotkań weteranów z młodą falą muzyków, jest platformą wspólnego cieszenia się pokoleń i całych rodzin (pozdrowienia dla strefy koców i leżaków) z obcowania z muzyką to warto przypomnieć jedną z maksym Big Youtha - "It is so nice to be nice all the time". O to chodzi. Do zobaczenia za niecały rok.
Artur Rawicz, Ostróda