Krokus: Długie rozmowy z gitarzystą
Marc Storace, wokalista szwajcarskiej grupy Krokus, której nowa płyta "Rock The Block" ukazała się w Polsce 24 marca za sprawą wytwórni Warner, powiedział w rozmowie z INTERIA.PL, że wcale nie tak łatwo mu było przekonać do pomysłu wspólnej pracy Fernando Von Arba, gitarzystę i głównego kompozytora zespołu. Potrzebnych było kilka telefonów i długich rozmów.
Mark Storace, zapytany, jak doszło do ponownej współpracy z Fernando Von Arbem w zespole Krokus, powiedział: - Udało mi się przekonać Fernando, ale stało się to dopiero po jakimś czasie.
- Kiedy zadzwoniłem do niego po raz pierwszy, odpowiedział, że zespół przecież działa, wszyscy są w nim niczym członkowie jednej rodziny. W czasie kiedy do niego zadzwoniłem, byłem pochłonięty pisaniem materiału na mój solowy album, razem z Charliem Preisselem, moim dobrym przyjacielem, producentem partii wokalnych i gitarzystą w jednej osobie.
- Wszystko działo się w Bazylei, czyli w zupełnie innej części Szwajcarii. Pracowało nam się doskonale i rozumieliśmy się idealnie, co jest niezwykle istotne podczas pracy w studiu.
- Właściwie jest sporo istotnych elementów tej opowieści, która ma być odpowiedzią na twoje pytanie. Jak w układance, każdy fragment jest ważny i nie za bardzo wiem, od czego mam zacząć. Bardzo ważne tutaj jest zdarzenie z listopada 2001 roku.
- Zadzwoniłem do Fernando i powiedziałem mu, że pracuję nad piosenkami z Charliem, który jest fantastycznym gitarzystą. Powiedziałem wówczas: "Nie mam na razie zespołu, a ty masz. Do ciebie należy nazwa Krokus. Ciężko jest wokaliście nagrać album solowy, to znaczy nagrać może jest i łatwo, ale znacznie trudniej go sprzedać, niż dzieło zespołu. Pomyśl o takich postaciach, jak Freddie Mercury, Mick Jagger, Robert Plant, Ian Gillan - żaden z nich nigdy nie osiągnął takiego solowego sukcesu, jak zespoły, w których grali".
- Powiedziałem Fernando: "Masz nazwę Krokus, ale nie sprzedajesz wielu płyt. Jeśli nic z tym nie zrobisz, ta nazwa zginie. Połączmy więc nasze siły. Zapomnijmy o tym, co nas dzieli i osiągnijmy razem sukces. Masz nazwę, jesteś wspaniałym gitarzystą, ale nie masz wokalisty, a to jest ważne dla tożsamości zespołu. Ja mogę się w pełni zaangażować i ty, jak sądzę, również. Co ty na to?"
- Zaczął mi najpierw opowiadać te komunały o Krokus i o tym, że oni są jak rodzina. Powiedział, że nie da mi od razu odpowiedzi. Zostawiliśmy to więc na jakiś czas.
- On robił potem swoje, a ja swoje. Później zostałem jednak zaproszony do zaśpiewania w Hallenstadion w Zurychu. To bardzo znaczące miejsce w Szwajcarii, świątynia rocka. Zaprosił mnie czołowy szwajcarski piosenkarz Gölä. Jako dzieciak był fanem moim i Krokus. Jego dwa koncerty zostały wyprzedane. Podczas nich zaśpiewałem "Bedside Radio" i jeszcze jedną piosenkę w szwajcarskim dialekcie.
- Reakcja fanów, których wiek rozciągał się od kilkunastu lat po pięćdziesięciolatków, była niewiarygodna. Kiedy śpiewałem "Bedside Radio", miałem gęsią skórkę na całym ciele. Oni mnie pamiętali, wiedzieli, że jestem wokalistą Krokus, znali ten zespół. Dla mnie było to potwierdzenie, że dobrze zrobiłem dzwoniąc do Fernando.
- Wróciłem do domu bardzo zadowolony, ale pomyślałem sobie, że Fernando do mnie nie oddzwonił. Tak więc zadzwoniłem do niego jeszcze raz, a potem poszedłem zobaczyć jego koncert. W końcu jednak do mnie zadzwonił, ale zanim doszło do wspólnej pracy, musiało odbyć się jeszcze kilka długich rozmów telefonicznych.
- Nadszedł w końcu ten dzień, kiedy zjawił się w moim domu i zrobiliśmy demo kilkunastu piosenek, które w rezultacie znalazły się na płycie "Rock The Block". Posiedzieliśmy, posłuchaliśmy tego, co nagraliśmy i to było dla mnie bardzo ekscytujące. Siedzieliśmy na jednej sofie i prowadziliśmy konstruktywne rozmowy o nowych pomysłach. Później powiedział mi, że po naszych rozmowach był pewien, że nasze chęci idą w tym samym kierunku.
- Kiedy rozmawialiśmy o muzyce, wspominaliśmy nasze lata 80., czasy od "Metal Rendezvous" do "Headhunter". Właściwie myśleliśmy tylko o tym, aby zrobić coś równie wspaniałego.