Jimmy Barnes uniknął śmierci w Bangkoku
Australijski rockman Jimmy Barnes może mówić o sporym szczęściu. Muzyk uniknął śmierci w trakcie zamachów bombowych w Bangkoku.
Według relacji Australijczyka, w momencie kiedy doszło do eksplozji, on wraz ze swoją rodziną szedł w stronę świątyni Erawan. Właśnie w tamtych okolicach wybuchły bomby, zabijając 27 osób, w tym kilku cudzoziemców. Rannych zostało natomiast aż 80 osób.
Według Barnesa życie uratowała mu decyzja o wybraniu dłuższej drogi do restauracji. Artysta przyznał, że wybrał ją dlatego, że na taką trasę nalegał jego wnuczek.
"To najprawdopodobniej uratowało nam życie. Jeżeli poszlibyśmy krótszą drogą, znaleźlibyśmy się w złym miejscu o złym czasie" - napisał na Facebooku muzyk.
"Z początku nie sądziliśmy, że eksplozje były aż tak potężne. Teraz już wiemy, że zginęło wielu ludzi" - skomentował Barnes.
Lokalne władze uważają, że zamachy były wymierzone w turystykę, która stanowi jedno z głównych źródeł dochodu w Tajlandii.