Foo Fighters w lusterku wstecznym
Pod koniec niedawno powstałego filmu dokumentalnego o Foo Fighters, zatytułowanego "Back and Forth", założyciel zespołu, Dave Grohl, zdradza, czego najbardziej żałuje w całym tym przedsięwzięciu.
"Mówię uczciwie: gdybym traktował całą tę naszą karierę muzyczną na poważnie, wymyśliłbym dla nas jakąś inną nazwę" - mówi - "bo Foo Fighters to najgorsza nazwa zespołu w historii".
Za późno. Grohl i jego koledzy są na nią skazani - a po szesnastu latach działalności, nagraniu siedmiu albumów studyjnych, sprzedaniu dziewięciu i pół miliona płyt i zdobyciu sześciu nagród Grammy, raczej nie będą jej zmieniać.
Co więcej, sukces, jaki odnieśli, stał się inspiracją dla nowej płyty zespołu, "Wasting Light", wydanej po czteroletniej przerwie.
- Nasze myśli biegły następującym torem: Graliśmy już dla 85-tysięcznej publiczności na stadionie, a co teraz? - wspomina 42-letni Grohl. - Teraz nagrywamy wypasiony rockowy album w garażu!
Grohl i reszta zespołu odpoczywają w idyllicznej scenerii miejskiego parku w Austin w Teksasie. Zaledwie dzień wcześniej film "Back and Forth" miał swoją premierę na odbywającym się tu co roku South by Southwest Film Festival. Tego samego wieczoru Foo Fighters dali koncert, podczas którego zaprezentowali słuchaczom całość materiału z "Wasting Light" - który istotnie został zarejestrowany w przydomowym garażu Dave'a w Encino w Californii.
- Ale to całkiem czysty garaż - wtrąca perkusista Taylor Hawkins. - Jest bezpośrednio połączony z domem.
To wciąż garaż
Grohl, który w 1994 r. zapoczątkował działalność Foo Fighters jako... jednoosobowej formacji, uśmiecha się, nieco zmieszany.
- No tak, jest częścią domu - przyznaje - ale to przecież wciąż garaż. Zarejestrowaliśmy część utworów w należącym do nas studio, a muszę powiedzieć, że jest ono wyposażone w najnowocześniejsze rozwiązania i korzystają z niego inne zespoły. Tym razem jednak czuliśmy, że garaż to właściwe miejsce, żeby nagrać płytę. Dla mnie osobiście ważniejsze było samo przeżycie, jakim była praca nad nią. Właściwie to stała się ona swoistym projektem.
Po kilku latach spędzonych poza zespołem (wraz z Johnem Paulem Jonesem z Led Zeppelin i Joshem Homme'em z Queens of the Stone Age założył nową, hardrockową supergrupę Them Crooked Vultures), Grohl wrócił do Foo Fighters. Po wznowieniu działalności muzycy przystąpili do nagrywania "Wasting Light". Nad całością czuwał Butch Vig, który niegdyś wyprodukował "Nevermind" (1991), przełomowy album w karierze Nirvany. Materiał został zarejestrowany nie na komputerze, ale na taśmie analogowej, a gościnnie na płycie wystąpili były basista Nirvany Krist Novoselic i Bob Mould, bohater Grohla, który pamiętał go jeszcze z okresu jego działalności w Husker Du i Sugar.
Zobacz teledysk "Rope" Foo Fighters z płyty "Wasting Light":
- Patrząc wstecz na przebieg powstawania tej płyty - mówi Grohl - nie widzę tego sterylnego procesu nagraniowego charakterystycznego dla profesjonalnego studia. Widzę dwa-trzy miesiące, w trakcie których mieszkaliśmy pod jednym dachem i pracowaliśmy każdego jednego dnia. Towarzyszyły nam moje dzieci, które zaprzyjaźniły się z całym zespołem. To było coś więcej, niż typowy proces nagrywania płyty.
- I o to właśnie chodziło - żeby zrobić to tak, jak nie robiliśmy tego nigdy wcześniej; w sposób wyjątkowy i charakterny, tak, żeby album ten brzmiał jak żaden inny spośród wszystkich, które nagraliśmy wcześniej - dodaje.
Staroświecka technologia, podkreśla muzyk, jeszcze wzmocniła ten potężny, bezpośredni rockowy przekaz, który od połowy lat 90., gdy Grohl nagrywał swoje pierwsze dema, stał się znakiem rozpoznawczym Foo Fighters.
- Nagrywanie na analogowej taśmie 24-ścieżkowej daje o wiele bardziej indywidualny i niedoskonały efekt końcowy - mówi Grohl. - Cyfrowa technologia zapisu dźwięku pozwala ci na udoskonalanie materiału i manipulowanie nim, wskutek czego czasami gubi się "ludzki" pierwiastek muzyki. A z taśmą jest tak, że jak już wciśniesz "REC", nagrywa się to, co naprawdę grasz. Możliwości korekty i polepszenia dźwięku są ograniczone.
Bezpieczeństwo i komfort
- Najpierw więc próbowaliśmy materiał w naszym profesjonalnym studio, by zyskać pewność, że utwory są dopracowane i gotowe do zarejestrowania w "okolicznościach garażowych". Wydaje mi się, że dzięki tym próbom i przygotowaniom udało nam się osiągnąć brzmienie właściwe dla pięciu gości grających na żywych instrumentach i śpiewających rockowe kawałki, zamiast jakiegoś elektronicznego krajobrazu dźwiękowego.
- To dziwne i być może jakąś rolę odgrywa tu podświadomość, ale kiedy wracasz do sposobu i podejścia, z jakim na początku tworzyłeś muzykę, czujesz się bezpieczniej - dodaje Hawkins. - Jest w tym pewne bezpieczeństwo i komfort. Wyzwalasz się z całej tej stadionowej otoczki i wracasz do rock and rolla w czystej postaci, co jest bardzo fajną rzeczą.
Sesje nagraniowe do "Wasting Light" były filmowane na potrzeby dokumentu "Back and Forth" przez Jamesa Molla, prywatnie fana zespołu, który, co ciekawe, nigdy wcześniej nie widział Foo Fighters grających na żywo. Jak mówi Moll, był to "jeden z bonusów" związanych z pracą nad tym filmem, aczkolwiek on sam starał się zachowywać jak najmniej natrętnie, filmując pracujących muzyków z odległości i korzystając z pomocy tylko jednego kamerzysty.
Zdaniem Molla, decyzja zespołu o korzystaniu z analogowej taśmy była odzwierciedleniem retrospektywnego charakteru tak filmu, jak i nowej płyty Foo Fighters.
- Wpisuje się ona w jeden z wątków poruszanych przez nas w filmie - mówi Moll - a mianowicie wątku dotyczącego Nirvany i tego, że Dave (moim zdaniem) mówi teraz o tamtym okresie w swoim życiu z większą otwartością, niż kiedykolwiek wcześniej. Zaproszenie Krista Novoselica do gościnnego występu na "Wasting Light", cała ta historia z taśmą analogową i nagrywaniem tej płyty w starym, dobrym stylu, stanowią dopełnienie tej całości. To wszystko ma swój sens.
"Nirvana była największym zespołem rockowym świata"
Historia przedstawiona w "Back and Forth" zaczyna się od samobójstwa Kurta Cobaina i rozpadu Nirvany. Grohl i gitarzysta Pat Smear, kiedyś członek Nirvany, a dziś jeden z filarów Foo Fighters, do których powrócił po kilkuletniej przerwie, opowiadają o legendarnej formacji grunge'owej z niespotykaną dotąd szczerością.
- To nie jest temat, na który chcesz rozmawiać każdego dnia od rana do wieczora - mówi Grohl - ale w tym przypadku dużą rolę odegrał James. Nie wiem, jak to zrobił, ale udało mu się wzbudzić w nas poczucie bezpieczeństwa, płynące z tego, że nareszcie spowiadaliśmy się z rzeczy, z którymi nigdy wcześniej się nie mierzyliśmy i do których się nie przyznawaliśmy. Czuliśmy, że coś mu się od nas należy.
Koniec Nirvany to "właściwy początek Foo Fighters" - uważa Moll. - Nirvana była największym zespołem rockowym świata, a Dave był w nim perkusistą. Nagle grupa rozpada się w tragicznych okolicznościach, a on sam jest na rozdrożu, pytając samego siebie "Co mam teraz zrobić ze swoim życiem?". Gdyby to wszystko nie wydarzyło się naprawdę, a było tylko czyimś pomysłem na film fabularny, to scenariusz zaczynałby się właśnie od tego momentu.
Również Pat Smear miał pewne trudności z mówieniem o czasie spędzonym w Nirvanie, dodaje reżyser "Back and Forth".
- Było mu ciężko. Kiedy później oglądaliśmy ten film razem, powiedział mi: "Nie zdawałem sobie sprawy, że mówię te wszystkie rzeczy". Ja jednak cieszę się, że to zrobił. Pat był bardzo blisko tego, co działo się z Kurtem Cobainem i Nirvaną, dzięki czemu opowiadana przez nas historia jest o wiele bogatsza.
Dave Grohl opowiada o Nirvanie w filmie "Back And Forth":
Moll rozmawiał również z Williamem Goldsmithem i Franzem Stahlem - dwoma byłymi członkami Foo Fighters - o ich burzliwym odejściu z zespołu, a także z obecnym składem: Grohlem, Hawkinsem, Smearem, basistą Nate'em Mendelem i gitarzystą Chrisem Shiflettem. Z każdym ze swoich rozmówców spotykał się w cztery oczy, w związku z czym żaden z nich, dopóki nie obejrzał skończonego filmu, nie miał pojęcia, o czym mówili koledzy.
Reżyser podkreśla, że muzycy nawet przez chwilę nie próbowali wpływać na ani manipulować treścią dokumentu.
- Chcieli, żebym nakręcił taki film, na jakim mi zależało. Dave powiedział mi nawet: "No tak, to nasza historia, ale twój film"... I, szczerze mówiąc, nie zrobiłbym go, gdybym usłyszał od nich, że coś nie wchodzi w grę. Wtedy nie byłoby to uczciwe.
- Czekali, aż film będzie gotowy - dodaje Moll. - Wtedy pokazałem go wszystkim chłopakom z zespołu. Chyba wili się trochę w swoich fotelach, ale potem powiedzieli: "W niektórych momentach nie czuliśmy się komfortowo, ale to prawdziwa historia. Tak właśnie to wyglądało. Niczego nie zmieniaj".
Stłuc szybkę
Krążek "Wasting Light" doczekał się już premiery, więc Foo Fighters wracają na trasę. Na początek będą grali w... garażach (zespół ogłosił konkurs dla fanów, którzy mogą zapraszać Foo Fighters do swoich garaży, aby dali tam koncert - muzycy wybiorą ośmiu szczęśliwców - przyp. tłum.), potem jednak wyruszą w standardowe tournee po halach i stadionach całego świata. Tak czy inaczej, Dave Grohl, "nie może się już doczekać, by po prostu wyjść na scenę i grać", ukazując dramaturgię powstawania filmu i albumu w swoistym kolektywnym lusterku wstecznym zespołu.
- Kiedy patrzę na grafik rozpisany na dwa najbliższe lata, trochę mnie to przeraża - mówi lider Foo Fighters. - Mamy jednak na to sposób. Staramy się nie kombinować nadmiernie i robić swoje, nie spalając się - na tyle, na ile to możliwe. A jeśli znajdziemy się na etapie, na którym przestanie nam to sprawiać radość, będziemy wiedzieć, że już pora, by "w razie niebezpieczeństwa stłuc szybkę", zrobić sobie przerwę i wrócić dopiero za jakiś czas.
- Wydaje mi się, że to właśnie dzięki temu istniejemy już tak długo. Znamy swoje możliwości i ograniczenia, i dopóki będziemy o nich pamiętać, wszystko będzie dobrze.
Gary Graff, New York Times
Tłum. Katarzyna Kasińska