Erik Rutan: Granie pod presją mnie nakręca

Erik Rutan, lider amerykańskiej grupy Hate Eternal, a przez dziewięć lat członek legendarnych Morbid Angel, powiedział w rozmowie z INTERIA.PL, że odpowiada mu bycie jedynym gitarzystą w zespole. Co więcej, świadomość grania pod presją dodaje mu energii.

Erik Rutan
Erik RutanJarosław Szubrycht/INTERIA.PL

O graniu w trzyosobowym składzie, wraz z Jaredem Andersonem i Derekiem Roddym, Erik Rutan powiedział w rozmowie z INTERIA.PL:

- Wydaje mi się, że to czyni właśnie Hate Eternal wyjątkowym. Fakt, że jest ta presja, bo gram na gitarze i śpiewam. Jeśli mam być szczery, to nigdy nie znaleźliśmy gitarzysty, który by potrafił poprawnie zagrać nasze kawałki. W całej historii zespołu.

- Gdy zaczynaliśmy, był jeszcze jeden gitarzysta, ale nie był wystarczająco zaangażowany. Próbowałem w sumie chyba ze dwudziestu gitarzystów i żaden z nich nie był w stanie zagrać poprawnie materiału. Postanowiłem więc, że pozostaniemy triem. W sumie nie ma zbyt wielu trzyosobowych zespołów deathmetalowych. Na pewnie nie takich, które grają muzykę zbliżoną do naszej.

- To, że jestem pod presją, jest wspaniałe, to mnie nakręca. Jestem oddany temu zespołowi całkowicie i wiem doskonale, że muszę grać i śpiewać najlepiej, jak tylko potrafię. Nie mam innego wyboru. (śmiech) Poza tym Hate Eternal jest moim pierwszym zespołem, w którym jestem jedynym gitarzystą i to jest wyjątkowe. Nie ma żadnych kontrowersji i tym podobnych spraw...

- Bycie tym jedynym, dźwiganie na plecach tego ciężaru, także jest czymś szczególnym. Przez to znalazłem się jakby w innym wymiarze jako gitarzysta. Każdy koncert, jaki zagraliśmy w trójkę, był bardzo udany, bo każdy z nas wie, że musi dać najlepszą jakość.

- Ważne jest również to, iż nigdy nie było w tym zespole tak wspaniałych stosunków. My trzej jesteśmy zespołem i jak widać tak musiało być.

- Kiedy myślę o Hate Eternal, myślę o sobie, Jaredzie i Dereku, nikim więcej. Ktoś inny zupełnie zmieniłby układy. Nie sadzę, aby nasz skład się powiększył, choć oczywiście niczego nie należy zdecydowanie wykluczać.

- Grałem już w zespołach, w których było czterech i pięciu muzyków. Nigdy nie dogadywałem się tak dobrze, jak teraz. Pod względem osobowościowym, nazwijmy to, tak jest najlepiej. Ciężej jest, gdy chodzi o koncerty.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas