Britney Spears: Jest odpowiedź w sprawie wyciętych scen w "Make Me…"
Menedżer Britney Spears zapewnia, że nie ma niczego szczególnego w tym, że pewne sceny z klipu "Make Me…" zostały wycięte.
Teledysk do "Make Me..." pojawił się w sieci 5 sierpnia. Zaraz po premierze fani zauważyli, że nie jest to ten sam klip, którym Britney chwaliła się w trakcie kręcenia ujęć.
2 czerwca wokalistka potwierdziła, że pracuje ze znanym producentem i fotografem Davidem LaChapellem nad nowym klipem. W następnych dniach chwaliła się fotografiami z planu, na których pozowała z grupą roznegliżowanych mężczyzn.
Potem jednak okazało się, że teledysk nie wszystkim się spodobał, przez co wiele ujęć musiało zostać wyciętych. Reżyserem nowego klipu został Randee St. Nicholas, a poprzednia wersja miała nie ujrzeć światła dziennego. Oczywiście krótkie, ale dość odważne fragmenty pierwotnego klipu "Make Me..." błyskawicznie trafiły do sieci i równie szybko z niej zniknęły.
Fani szybko podjęli zdecydowane działanie i stworzyli petycję, w której proszą wytwórnię Spears o publikację pierwotnego klipu. Obawiano się, że w przypadku "Make Me..." dokonano cenzury i komuś nie podobało się, że materiał był zbyt seksowny.
Całe zamieszanie wyjaśnił natomiast Larry Rudolph, który w rozmowie z "Los Angeles Times" stwierdził, że nie ma sensu doszukiwać się w wycięciu pewnych scen żadnego skandalu.
"To bardzo proste. Poprzednie wideo po prostu nie pasowało. To pierwszy raz, kiedy ponownie kręciliśmy klip, ale z racji, że to teledysk Britney, wszyscy czegoś się doszukiwali. Nikt niczego nie ukrywał" - stwierdził Rudolph.
Singel "Make Me..." promuje dziewiąty album Spears "Glory", który ukazał się pod koniec sierpnia 2016 roku.