"Twoja twarz brzmi znajomo": Przemiany Artura Chamskiego

Idzie jak burza w programie "Twoja twarz brzmi znajomo". Artur Chamski trzy razy wcielał się w kobietę i niestraszna mu żadna metamorfoza. Przyznaje, że to dla niego niezłe studium aktorskie.

Artur Chamski jako Prince w programie "Twoja twarz brzmi znajomo"
Artur Chamski jako Prince w programie "Twoja twarz brzmi znajomo"Polsat

22 kwietnia aktor skończy 35 lat. Od lat związany jest ze śpiewaniem - w 2008 roku wygrał trzecią edycję programu "Jak Oni śpiewają". Teraz bryluje w polsatowskim show "Twoja twarz brzmi znajomo".

Jaka postać była dla pana dotychczas największym wyzwaniem? Jakiej pan nie sprostał, a kiedy przekroczył własne granice?

- Każda gwiazda, w którą musiałem się wcielić, niosła za sobą trudności. Ciężar tego zadania był za każdym razem ogromy. Lady Gaga - same 20-centymetrowe obcasy były hardkorem. Przez pierwszy tydzień chodziłem w nich dość intensywnie. Trzeciego dnia zacząłem łapać równowagę i powoli zapominałem, że je mam.

Z Ireną Santor śpiewał pan w jubileuszowym koncercie z okazji 50-lecia jej pracy artystycznej. Co zaczerpnął pan z niekwestionowanej damy polskiej piosenki?

 

- Pomyślałem: "No dobrze. To teraz trzeba będzie powalczyć o dojrzałą publiczność, dla której pani Irena Santor jest absolutną ikoną". Bałem się potwornie, by nie przekroczyć tej cienkiej czerwonej linii i nie zrobić parodii. Z panią Ireną spędziliśmy trochę czasu razem w Sopocie, przygotowując się do koncertu jubileuszowego. Mogę powiedzieć, że polubiliśmy się. Pani Irena to totalna profesjonalistka.

Czy widziała ten występ?

- Tak. Po programie zadzwoniła do mnie mówiąc, że "Walc Embarras" dla niej jest jedną z najtrudniejszych piosenek, jakie ma w repertuarze. Powiedziała, że poradziłem sobie świetnie, co dla mnie jest ogromnym komplementem. Wypadłem podobno z wdziękiem, bo oglądając mój występ miała cały czas uśmiech na twarzy. Zaprosiła mnie na kawę.

Widzę, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale żeby wylosować jurorkę programu Małgorzatę Walewską, to dopiero pech!

- Myślałem, że to żart! (uśmiech). Potem zacząłem się zastanawiać, jak z barytona zrobić mezzosopran. Im dalej w las, tym było bardziej strasznie, ale też ekscytująco. Sama charakteryzacja zajęła ponad pięć godzin. Wybór padł na jedną z najsłynniejszych arii "Habanera" z opery "Carmen" Cały utwór zaśpiewałem falsetem. Dostałem od Pani Małgorzaty pięć punktów. Jurorzy dali mi 3 miejsce, ale koledzy swoimi punktami wywindowali mnie na sam szczyt. Nie mogłem uwierzyć, że wygrałem odcinek!

Czego dowiedział się pan o sobie podczas programu?

- Mam szczęście poznawać superludzi, uczestników i osoby z produkcji. Ponadto niezbędny w tym projekcie jest dystans do siebie. Moją osobistą wygraną jest już to, że program wyleczył mnie z kompleksów. Nagle okazało się, że to, iż jestem tak szczupły, w tym przypadku jest moim atutem, bo łatwiej np. wcielić się w rolę kobiety. Dla mnie cenne jest to, że fani Justina Biebera czy Lady Gagi poznali i polubili Artura Chamskiego. Czekają na moje autorskie piosenki. Czego chcieć więcej - w kwietniu wchodzę do studia i kończę płytę.

Rozmawiała Beata Banasiewicz

Zobacz teledysk "Kilka słów" Artura Chamskiego:

Tele Tydzień
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas