Maria Tyszkiewicz: Potrzebowałam czasu na odnalezienie siebie

Maria Tyszkiewicz zaczynała grając w Teatrze Studio Buffo, szerszej publiczności przedstawiła się w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo", a w tym roku zaskoczyła nowoczesnymi brzmieniami, które znalazły się na jej debiutanckiej płycie "Ufam sobie". I to przede wszystkim o niej - ale nie tylko - mówiła w rozmowie z Interią.

Maria Tyszkiewicz zadebiutowała płytą "Ufam sobie"
Maria Tyszkiewicz zadebiutowała płytą "Ufam sobie"Wiktor Frankomateriały prasowe

Maria Tyszkiewicz to polska aktorka, wokalistka i autorka tekstów. Od wielu lat związana jest z Teatrem Studio Buffo, w którym występowała m.in. w musicalu "Metro". W 2016 roku zaproszono ją do udziału w programie Polsatu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo", który ostatecznie wokalistka wygrała, wcielając się się w trakcie kolejnych odcinków m.in. w Michała Szpaka i Dodę.

W tym roku światło dzienne ujrzał jej debiutancki album "Ufam sobie", który stworzyła z cenionymi producentami i tekściarzami. Promowały go utwory "Miasto", "Chodź", "Deszcz" i "Let Me In".

Daniel Kiełbasa, Interia: 18 lipca grasz pierwszy koncert po premierze swojego albumu. Okazja wyjątkowa, ale i okoliczności szczególne. Jak przebiegają przygotowania do występu?

Maria Tyszkiewicz: - Jestem totalnie podekscytowana tym koncertem. Pierwszy po premierze albumu, drugi ze swoim autorskim materiałem, a miejsce koncertu kultowe - warszawski Klub Stodoła. Nie mogło być lepiej. Do koncertu przygotowywałam się przez całą izolację, śpiewając swoje utwory online, ale to zupełnie nie to samo. Próby z zespołem trwają i jest pięknie. Okoliczności szczególne, więc liczę na frekwencję, każdy z nas stęsknił się za muzyką na żywo.

Pandemia koronawirusa dość boleśnie dotknęła całą branżę rozrywkową. Jak wygląda to w twoim przypadku?

- Niestety również się zaliczam do tych pechowców. Z dnia na dzień zostałam bez pracy w teatrze, a marzec miał być najintensywniejszy, miałam zagrać czterdzieści dwa spektakle. Później kwiecień, maj, czerwiec... Przekładanie terminu premiery płyty, a i tak przyznam, że nie jest to wymarzony czas na jej promocję. Nie ukrywam, że nie było łatwo, natomiast czuję, że wewnętrznie skorzystałam z tego czasu. Zmieniłam priorytety i doceniłam, to, czego kiedyś nie zauważałam.

Z tego, co udało mi się wyczytać, szczęśliwie złożyło się, że nagrania do płyty skończyłaś zaraz przed wybuchem epidemii w Polsce. Z drugiej strony w tamtym czasie łączyłaś pracę w teatrze z nagraniami  w studiu. Narzuciłaś sobie jakiś konkretny harmonogram pracy, czy wszystko przebiegało bardziej spontanicznie?

- Nagrywanie płyty trwało rok, to chyba długo jak na teraźniejsze trendy. Na pewno było to po części spowodowane moją pracą w teatrze, ale myślę, że w związku z tym, że to mój debiut, nie chciałam robić tego po łebkach, potrzebowałam czasu na odnalezienie siebie i swojej muzyki. Harmonogram musiałam sobie narzucać, bo zawsze mnie to bardziej motywuje i mobilizuje.

Kiedy pojawił się pomysł na album? Bo wiele osób pewnie myśli, że wytwórnia zgłosiła się do ciebie zaraz po zwycięstwie w "Twoja Twarz Brzmi Znajomo".

- Zgłosili się do mnie ponad rok po wygraniu programu. Byłam bardzo zaskoczona, że wytwórnia [Fonobo]. która nie zajmuje się komercyjną muzyką, dojrzała we mnie artystkę na miarę innych swoich podopiecznych. Chyba mieli intuicję, bo jestem fanką R&B, soulu, elektronicznego popu, co raczej ciężko było zauważyć w programie.

Od twojego udziału w "TTBZ" minęły już ponad cztery lata. Jak wspominasz udział w show Polsatu?

- Nadal bardzo pozytywnie. To była fantastyczna przygoda mojego życia, program jakby stworzony pode mnie. Zawsze uwielbiałam naśladować i parodiować innych artystów. Bawiłam się tam świetnie, poznałam fantastycznych ludzi, pokonałam swoje lęki i uwierzyłam w siebie.

Maria Tyszkiewicz jako Michał Szpak w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"Polsat

Ciężko o popularność, gdy jest się ciągle przebranym i imituje się innych artystów. Jednak może jest coś, co wyniosłaś z tego programu i co okazało się pomocne w przyszłości?

- Zdecydowanie. Przede wszystkim, tak jak właśnie wspomniałam, uwierzyłam w siebie. Ja wiem, że to brzmi banalnie i szablonowo, ale w mojej głowie zmieniło się sporo. Dostałam tak dużo różnych zwrotnych informacji na swój temat, głównie pozytywnych - od jurorów, od widzów -  że, nadal z pełną pokorą, ale zaczęłam w końcu myśleć o sobie.

W stworzeniu płyty pomogli ci cenieni producenci i tekściarze. To wytwórnia wyszła z propozycją konkretnych nazwisk, czy to ty kompletowałaś swoich współpracowników?

- Wraz z wytwórnią szukaliśmy producentów, z którymi będziemy mieć podobny gust i podejście do muzyki. Fonobo zaproponowało fantastycznych, wrażliwych muzyków i tekściarzy, którzy zgodzili się ze mną pracować. Mam duże szczęście!

Z czyjej inicjatywy wyszedł pomysł nagrania z Pierrem Danaë z francuskiego "The Voice"?

- Długo myśleliśmy o jakimś duecie, ale to właśnie Anna Wysocka z Fonobo trafiła w sedno i przedstawiła nas sobie z Pierrem. Myślę, że wspaniałe ubarwił mój album.

Na "Ufam sobie" zdecydowałaś się aktywnie uczestniczyć w komponowaniu i pisaniu tekstów. Wybiegasz w przyszłość i myślisz, aby na kolejnych płytach tworzyć piosenki całkowicie samodzielnie?

- Zdecydowanie. Zawsze moim marzeniem było, żeby mieć jak największy wpływ na brzmienie i teksty, dlatego czasem rzucałam się na głęboką wodę i próbowałam. Teraz wiem, że nie jestem w tym najgorsza i mogę rozwijać się w tym kierunku, pisząc dalej swój materiał.

Klimatem twój debiut nawiązuje do R&B. To dość zaskakujące, bo pewnie sporo ludzi spodziewało się bardziej klasycznego podejścia do piosenek, wręcz musicalowego. Czy w ten sposób starałaś odsunąć od siebie łatkę pt. "aktorka teatralna"?

- Nawet o tym nie myślałam, jak odsunąć od siebie tę łatkę. Po prostu zawsze wiedziałam, że chcę robić muzykę, której sama chciałabym słuchać. Nie byłam pewna przez moment, czy taki styl będzie pasował chociażby do barwy mojego głosu. Później po prostu przestałam to rozkminiać i śpiewałam prosto z serca, jak czułam, dzięki czemu myślę, że wyszło naturalnie.

Jak wkręciłaś się w R&B? Co muzycznie cię zainspirowało do nagrania właśnie takiej płyty?

- Faktycznie, przez całe życie szukałam swoich gatunków muzycznych. Miałam za sobą okres buntowniczy, kiedyś słuchałam ostrego rocka, na zmianę z popowo-rockową muzą dla nastolatek. Przechodziłam też przez muzę swoich rodziców, czyli jazz i stary rock. W którymś momencie to hip hop zaczął mnie fascynować. Oprócz tego stałam się wielką fanką Beyonce, dzięki której poznałam mnóstwo innych artystów R&B i soul. Teraz uwielbiam neo soul, uwielbiam artystów takich jak Sinead Harnett, Sabrina Claudio, Masego, Anderson .Paak, Banks, Joy Crockes, Kelela, Mahalia. Oj, mogłabym wymieniać godzinami. Zapraszam na swoją playlistę Najulubieńszych na Spotify.

Idealnie w vibe tej płyty wpasowała się cała oprawa graficzna płyty. Wiem, że byłaś pomysłodawczynią całej otoczki wizualnej. Najpierw pojawiły się muzyczne szkice, czy w głowie na początku pojawiła się identyfikacja graficzna?

- Najpierw pojawił się pomysł w głowie na klip. Wszystko w czerwonym świetle i filtrze. Później sesja wizerunkowa, gdzie wymyśliłam sobie patent na same czerwone ciuchy. I tak zostało. Stwierdziliśmy, że to będzie fajny znak rozpoznawczy i brnęliśmy w to dalej, odkrywając kolejne odcienie czerwieni.

Z oprawą spójne są również teledyski. Dbałaś o to, aby faktycznie każdy z nich trzymał się pewnego klimatu?

- Tak, bardzo zaangażowałam się w całą oprawę klipów. Spójność wizualna zawsze była dla mnie ogromnie ważna. Dodatkowo starałam się w każdym z teledysków pokazać jak najwięcej siebie, mam nadzieję, że da się to wyczuć.

Byłaś współpreżyserką "Miasta", montowałaś klip "Motyl". Studiowałaś montaż filmowy. Myślisz o tym, aby zająć się reżyserią i przykładowo kręcić klipy dla innych wykonawców?

- Studiując miałam okazję robić małe projekty dla swoich znajomych, do ich muzyki, zawsze miałam też z tylu głowy, że super byłoby to wykorzystać w przyszłości, przy mojej muzyce. Udało się spełnić to marzenie. Cieszę się, że dzięki temu, iż jestem w tym temacie głębiej, mam sporo do powiedzenia i nie jestem gotowym produktem. Sama mam wpływ na to, jak to wszystko wygląda i dzięki temu jeszcze bardziej czuję, że to moje małe dziecko. A przy okazji trafiłam na fantastycznych fotografów, operatorów i montażystów, od których nadal się uczę. Jak tylko kiedyś będę mieć możliwość pracowania dla innych artystów, to na pewno skorzystam.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas