Przewodnik rockowy. Daryl Stuermer: Wolny najmita

Jerzy Skarżyński (Radio Kraków)

27 listopada 60 lat kończy Daryl Stuermer, przez lata koncertowy muzyk Genesis, od 1982 roku regularnie wspierający także Phila Collinsa.

Daryl Stuermer (pierwszy z lewej) w Genesis w 2007 roku - fot. Kevin Winter
Daryl Stuermer (pierwszy z lewej) w Genesis w 2007 roku - fot. Kevin WinterGetty Images/Flash Press Media

Ponieważ, jak to kiedyś bardzo obrazowo i trafnie śpiewał Kazik Na Żywo: artysta głodny jest bardziej płodny, to można posunąć się do stwierdzenia, że większość pochłaniaczy sztuki uważa, iż ta nie powinna iść w parze z pieniędzmi (tu tylko dla porządku dodam, że dla odmiany, większość jej dostarczycieli, oczywiście się z tym nie zgadza).

Ów pogląd sprawia, że zazwyczaj z prawdziwymi artystami się o nich nie rozmawia. Od tego mają agentów. Co ciekawe, owo tabu obowiązuje szczególnie mocno w świecie rocka, bo przecież uważa się, że jest to muzyka ludzi młodych i raczej (jeszcze) niezamożnych, którzy za jej pomocą starają się wyrazić swój bunt przeciw konwenansom świata dorosłych, establishmentowi oraz obowiązującej w nich wszechwładzy mamony. Tak powinno być, ale przecież wiemy, że nie jest, bo bardzo często, ci z pozoru najbardziej niepokorni rockmani na takim wizerunku zarabiają (zapewne całkiem niechcący) grube miliony.

Jak sądzę, to też właśnie tu należy doszukiwać się przyczyny tak przecież częstej wśród nich nienawiści do otaczającego ich luksusu, czego przejawem jest choćby demolowanie hotelowych apartamentów, w których przychodzi im mieszkać w czasie tras koncertowych. Jako domorosły psycholog, jestem gotów posunąć się nawet do wniosku, że to właśnie owo schizofreniczne rozdwojenie jaźni sprawia, iż muzycy nie mogąc znieść własnego bogactwa, tak bardzo gardzą sobą, że aby przetrwać uciekają w alkohol oraz osławione sex, drugs & rock'n'roll! Biedaczki...

I jeszcze jedno, jeśli ktoś (np. któryś ze Stonesów) chce mi teraz przyłożyć, to dla własnego bezpieczeństwa napiszę, że moje kpinki wzięły się stąd, iż postanowiłem przez chwilę spojrzeć na rocka oczami tych, którzy świat odbierają bardzo idealistycznie, czyli nie chcą lub nie umieją dostrzec tkwiących między bielą i czernią szarości.

Skoro buchnąłem takie intro, to być może sprawiłem, iż go czytający spodziewają się teraz opowieści o kimś kto zarabia wyjątkowo dobrze lub wyjątkowo źle. Ale tak nie będzie, bo na jego przykładzie wykażę, że tak naprawdę nawet najwybitniejsi artyści wcale nie żyją z głowami w chmurach i bardzo dbają o kasę. Czas zatem na konkret. Moim dzisiejszym podopiecznym będzie świetny gitarzysta - Daryl Stuermer, muzyk który przez dziesięciolecia grał podczas niemal wszystkich występów Genesis, a który mimo swej wielkiej klasy, nigdy nie został pełnoprawnym członkiem tego zespołu (dodam, że nie był w tym odosobniony, bo tak samo był traktowany wyśmienity perkusista - Chester Thompson).

Dlaczego tak się działo? Z prostej przyczyny, bo dzięki temu, że nie zostali nigdy uznani za członków słynnej grupy, nie byli brani pod uwagę podczas dzielenia koncertowych łupów, a musieli się jedynie zadowalać stałą pensją. Zapewne niezłą, ale nieporównywalnie mniejszą niż dochody Tony'ego Banksa, Phila Collinsa i Mike'a Rutherforda!

Daryl Stuermer co dość dziwne (w świecie, w którym obowiązują pseudonimy, ksywy i zdrobnienia imion) urodził jako Daryl Stuermer. Zaszło to 60 lat temu, 27 listopada 1952 roku, w Milwaukee, w stanie Wisconsin, w USA. Tam też w 1970 ukończył St. Francis High School. Podobno już jako 11-latek stał się posiadaczem gitary, co wskazuje, że od dzieciństwa ciągło go do muzyki. Tyle tylko, że w jego wypadku był to bardziej nowoczesny jazz, niż rock. Z czasem, czyli gdy oba gatunki zaczęły się do siebie zbliżać dając nam rock-jazz, jazz-rock i fusion, jego zainteresowania rozszerzyły się na to co robili najzdolniejsi rockmani. Z jednej więc strony cenił szczególnie Wesa Montgomery'ego i Joe Passa, a z drugiej Jimiego Hendrixa oraz Johna McLaughlina.

Pierwszym odnotowanym zespołem z jego udziałem była pochodząca z jego rodzinnego miasta grupa Sweetbottom. Tak się złożyło, że którejś pięknej nocy na jej koncert trafił znany (m.in. ze współpracy z Frankiem Zappą) rock-jazzowy pianista - George Duke. Widać musiał być to świetny występ młodego gitarzysty, bo poruszony jego grą Duke w następnych latach zarejestrował z nim dwie płyty ("I Love The Blues She Heard My Cry" i "Liberated Fantasies") oraz... polecił go swojemu koledze po fachu, też okresowo grywającemu z Zappą, znakomitemu skrzypkowi francuskiego pochodzenia - Jeanowi-Lukowi Ponty'emu. I tak niespecjalnie znany dotąd gitarzysta trafił do zespołu legendy jazzowej wiolinistyki. W latach 1975-77 (później też współpracowali) Stuermer nagrał z jego zespołem trzy albumy: "Aurora", "Imaginary Voyage" i "Enigmatic Ocean" oraz zagrał mnóstwo koncertów.

Pod koniec 1977 r. inny słynny (grał m.in. Weather Report) kolega Daryla Stuermera - Alphonso Johnson, polecił go muzykom przeżywającego wówczas ciężkie chwile Genesis. Chodziło o to, że nieco wcześniej, (jak się później okazało) strażnik progresywności muzyki tej formacji - Steve Hackett, odszedł od niej i zaczął karierę solową. W tej sytuacji Banks, Collins i Rutherford wprawdzie zdecydowali, że odtąd będą działać tylko w trójkę, ale jednocześnie zdali sobie też sprawę, iż takie rozwiązanie może się sprawdzić tylko przy pracy w studiu, bo na żywo (szczególnie gdy przyjdzie im wykonywać utwory z przeszłości) nie będą w stanie uzyskać odpowiedniego brzmienia. Dotyczyło to oczywiście Rutherforda, bo ten, jako dotychczasowy basista zespołu, miał być od teraz jego głównym gitarzystą. Stąd też pojawiła się myśl, aby w czasie tras koncertowych korzystać z pomocy kogoś, kto bez trudu potrafi zastąpić Hacketta. I to właśnie tu pojawiło się miejsce dla Stuermera.

Następne lata to w życiu naszego bohatera wielkie tournée z Genesisem i pewnie radosna satysfakcja, że bez niego (i bez podobnie "używanego" Chestera Thompsona) Banks, Collins i Rutherford nie utrzymaliby się na pozycji mega-gwiazd. I choć z punktu widzenia dyskograficznego, lata 1977-93 nie przyniosły zbyt wielu krążków Genesis z jego nazwiskiem na okładce (wyszły: "Three Sides Live" w 1982, "Knebworth Concert" - 1990, "Genesis Live-The Way We Walk Vol. 1" - 1992 i "Genesis Live-The Way We Walk Vol. 2" - 1993) oraz kilka wydawnictw wideo lub DVD, to jednak jego roli nie da się po prostu przecenić.

Z Genesis na scenie w Knebworth w 1990 roku:


A dzięki tym rejestracjom występów, a także dzięki mojej cielesnej obecności 18 czerwca 1987 r. na budapesztańskim Nepstadionie (koncert w ramach "Invisible Tour"), mogę napisać, że najważniejsze z nich wrażenia wiążą się z duetami perkusyjnymi Collinsa z Thompsonem i właśnie ze wspaniałą grą Stuermera. A aby po raz ostatni zastukać w klawiaturę na temat udziału Daryla w wydarzeniach spod szyldu Genesis, dodam jeszcze, że był on także podporą zespołu w czasie jego słynnego tournee z 2007 roku, a to oznacza, że pokazał co potrafi także podczas pamiętnego występu tria 21 czerwca 2007 na Stadionie Śląskim (oczywiście też tam byłem) i na wspaniałym DVD/CD "Live Over Europe 2007".

Daryl Stuermer z Genesis podczas solo w "Firth of Fifth" (2007):


Genesis Genesisem, ale oczywiście na nim nie kończy się muzyczny wkład Stuermera w muzykę ostatnich 40 lat. I tak, już zdecydowanie bardziej skondensowanie nadmienię, że jego grę można usłyszeć na 10 płytach (mniej lub bardziej) solowych: "Steppin' Out" (1988); "Live & Learn" (1998); "Another Side Of Genesis" (2000); "Waiting In The Wings" (2001); "Sweetbottom Live The Reunion" (2003); "Retrofit" (2004); "The Nylon String Sampler" (2005); "Rewired - The Electric Collection" (2006); "Go!" (2007) i "Jimmy The Greek Lives" (2009) oraz na albumach takich artystek i artystów jak Joan Armatrading, Frida Lyngstad (ta z ABBY) i Philipa Baileya.

I jest jeszcze jeden obszar jego gitarowania. Otóż Daryl bardzo często wspiera na krążkach studyjnych (także kompozycjami) swoich kolegów z Genesis. Nagrywał z całą trójką! Z Philem Collinsem zarejestrował długograje: "Face Value" (1981); "Hello, I Must Be Going!" (82); "No Jacket Required" (85); "...But Seriously" (89); "Serious Hits... Live!" (90); "Dance Into the Light" (96); "A Hot Night in Paris" (98); "...Hits" (98); "Testify" (2002); "The First Final Farewell Tour" (2004) i "Phil Collins: Roseland Ballroom" (2010), Tony Banksem: "The Fugitive" (1983); "Still" (91) oraz "Strictly Inc " (95), a z Michaelem Rutherfordem: "Acting Very Strange" (82).

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas