Reklama

Patti Smith w Warszawie: Autentyczna i wyjątkowa (relacja)

- Dzisiejszy świat jest do bani. Ale to nie są nasze wojenne gry. Jesteśmy wolnymi ludźmi i mamy moc, by go zmienić. Uwierzcie w to! - nawoływała podczas polskiego koncertu Patti Smith. Legendarna artystka w niedzielę, 17 sierpnia, wystąpiła w Warszawie.

W biograficznym filmie Stevena Sebringa "Patti Smith: Sen życia" z 2008 roku jego bohaterka mówi: "Jak byłam nastolatką, chciałam zostać śpiewaczką operową, jak Maria Callas, czy jazzową, jak June Christy albo Chris Connor. Podchodzić do piosenek w mistycznym letargu Billie Holiday, czy bronić uciśnionych jak Lotte Lenya. Ale nie marzyłam o śpiewaniu w kapeli rockowej". Życie potoczyło się jednak inaczej, do tego stopnia, że trudno wyobrazić sobie historię rocka bez Patti Smith. Zwłaszcza, że nawet dziś, gdy ma już 68 lat, wciąż wygląda i zachowuje się jak na ikonę punkrockowej sceny przystało. W niedzielę udowodniła, że jest nią nie tylko na papierze.

Reklama

W repertuarze koncertu, jaki w Polsce zagrała, znalazły się kompozycje pochodzące z niemal wszystkich etapów jej kariery: od utworów z debiutanckiej płyty "Horses" (z legendarną "Glorią" na czele), przez zadedykowaną Fredowi Smithowi kompozycję "Because The Night" (okraszoną malowniczo opisaną historią pierwszego spotkania Patti z mężem - wokalistka ponoć już w momencie poznania Freda czuła, że zostaną małżeństwem), po piosenki z wydanego przed dwoma laty albumu "Banga" (m.in. "April Fool" i utwór tytułowy, do wykonania którego zaprosiła na scenę jednego z fanów - nie zaśpiewał, jak to często w takich sytuacjach bywa, a zagrał na gitarze).

W setliście znalazła się też napisana przez Johna Lennona kompozycja "Beautiful Boy (Darling Boy)", którą Amerykanka złożyła hołd Robinowi Williamsowi. Wprawdzie nazwisko gwiazdy Hollywood nie padło, jednak po zwrocie "Śpij dobrze, Robin", którym zakończyła utwór, można domyślić się, że chodziło o zmarłego niedawno, słynnego aktora.

Fakt, że Patti wykonała przeboje - chociaż słowo "przeboje" w przypadku kompozycji autorki "Horses" nie brzmi najzręczniej, bo ładunkiem emocjonalnym sytuują się lata świetlne od błahostek nagrywanych przez gwiazdy list przebojów - nie znaczy, że cokolwiek odgrywała mechanicznie. Przeciwnie, w każdym momencie show była zaangażowana na sto procent, czym tylko potwierdziła, że mimo 40 lat kariery, jej przekaz zawsze był spójny i bardzo dla niej istotny. Na finał zagrała z iście punkrockową siłą utwór "Rock N Roll Nigger", po którym wyrwała struny z gitary, pokazując, że nadal potrafi być też spontaniczna.

- Przed koncertem oglądałam polską telewizję. Niewiele w waszym języku rozumiem, ale wystarczająco, by stwierdzić, że dzisiejszy świat jest do bani. Ale to nie są nasze wojenne gry. Jesteśmy wolnymi ludźmi i możemy go zmienić - mówiła w Warszawie.

- Mamy moc by kształtować przyszłość. Uwierzcie w to! - takie słowa padały z jej ust wielokrotnie. A po wykonanym na bis "People Have The Power" dodała: - Przyszłość tworzy się teraz.

Choć Patti Smith nie spełniła swoich dziecięcych marzeń, jej postać wyrosła daleko wyżej niż wokalistka rockowa. Autorka "Poniedziałkowych dzieci" od początku była i mistyczną pieśniarką, i poetką, i całym sercem rewolucjonistką. Autentyczną i wyjątkową we wszystkim, co robiła. Warszawski koncert pokazał, że upływ czasu nic w tym względzie nie zmienił.

Olek Mika, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Patti Smith | koncert | smith
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy