40 lat "Stairway To Heaven": Dzieło kompletne
40 lat temu ukazał się czwarty studyjny album brytyjskiej formacji Led Zeppelin. To właśnie na płycie opatrzonej czterema symbolami i ochrzczonej przez fanów i dziennikarzy mianem "Czwórki" ("IV") znalazła się najsłynniejsza kompozycja zespołu. Mowa oczywiście o "Stairway To Heaven".
Trwająca osiem minut i dwie sekundy kompozycja "Stairway To Heaven" jest uznawana za jeden z najwspanialszych utworów historii muzyki rockowej. Najwspanialszych i na pewno najbardziej wyszukanych, bo piosenka składa się z kilku odrębnych segmentów, które samodzielnie mogłyby stworzyć osobne utwory. I to jak różne stylistycznie: przecież początek "Stairway To Heaven" to akustyczny numer folkowy, który przemienia się w wolny, ale już elektryczny utwór, po którym następuje ponadminutowe solo gitarowe, które przechodzi w hardrockowy finał. Komponowanie utworu ze śmiechem relacjonował jego twórca, gitarzysta Jimmy Page.
"Miałem kilka gitarowych partii, które chciałem połączyć. To był większy koncept, który zamierzałem zaprezentować pozostałym i przekonać ich do niego. To było dosyć trudne, bo ten utwór zaczyna się jako akustyczna piosenka, a później - jak wiecie - przechodzi w elektryczną część. Wyglądało to tak, że grałem na gitarze akustycznej, by w pewnym momencie zerwać się, chwycić do ręki gitarę elektryczną i wrócić do grania piosenki" - wspomina gitarzysta Led Zeppelin.
Zdecydowanie mniej gimnastyki wymagało napisanie słów do "Stairway To Heaven". Wokalista Robert Plant twierdzi, że blisko 80 procent tekstu powstało w momencie, gdy Jimmy Page po raz pierwszy zaprezentował kolegom zarys kompozycji. Frontman siedział ponoć pod ścianą z kartką papieru i ołówkiem, którym szybko nabazgrał większość słów piosenki.
"Moja ręka sama zaczęła pisać słowa: 'There's a lady who's sure all that glitters is gold/And she's buying the stairway to heaven'. Siedziałem tam po prostu, popatrzyłem na te słowa i o mało nie spadłem z wrażenia z krzesła" - twierdzi wokalista.
To zaskakujące, że tak wyjątkowy utwór powstał - jak twierdzą muzycy Led Zeppelin - zasadniczo gładko. Problemy były jedynie z fragmentem partii perkusyjnej Johna 'Bonzo' Bonhama. "Bonzo nie mógł się wstrzelić w ten fragment zagrany na 12-strunowej gitarze, tuż przed solówką" - wspominał na łamach magazynu "Rolling Stone" gitarzysta, który sam jednak miał nie lada kłopot z rzeczonym solo. Oddajmy głos pracującemu z zespołem inżynierowi dźwięku Andy'emu Johnsowi.
"Pamiętam, że Jimmy miał problem z solem. Nie mógł go dopracować. W dzisiejszych czasach nad solówką pracuje się czasem i cały dzień. W tamtych czasach nigdy. Pamiętam, że byłem z nim w studio nagraniowym i praca w ogóle nie posuwała się naprzód. Byliśmy zdenerwowani i poirytowani. Powiedziałem mu, że wywołuje u mnie paranoję. On odkrzyknął, że to ja wywołuję u niego paranoję! To było zamknięte koło irytacji. A chwilę później: Bach! Jimmy zagrał solówkę za jednym lub dwoma podejściami" - wspomina na łamach magazynu "Classic Rock".
Koncertowe wykonanie "Stairway to Heaven" z Nowego Jorku:
Choć "Stairway To Heaven" uważany jest za najwybitniejszy utwór jednego z największych zespołów rockowych wszech czasów, to podczas pierwszego wykonania kompozycji na koncercie w Belfaście publiczność - delikatnie mówiąc - ozięble przyjęła arcydzieło Led Zeppelin. "Nudzili się jak mopsy, bo chcieli usłyszeć coś, co dobrze znali" - wspominał John Paul Jones.
Lepsze przyjęcie "Stairway To Heaven" miało miejsce w Los Angeles. "Nie twierdzę, że otrzymaliśmy owację na stojąco, ale część widowni biło nam brawo na stojąco. To było niesamowite, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej nie słyszeli tej piosenki. Bez wątpienia poruszyła ich, więc był to dla mnie znak, że w tym utworze jest coś wyjątkowego" - to już słowa Jimmy'ego Page'a, który wraz z Led Zeppelin prezentował "Stairway To Heaven" prawie na każdym koncercie zespołu.
Ostatni raz grupa w oryginalnym składzie wykonała kompozycję podczas występu w Berlinie 7 lipca 1980 roku. Było to nie tylko ostatnie, ale również najdłuższe, bo trwające ponad 15 minut, wykonanie "Stairway To Heaven". Później, po śmierci Johna Bonhama, żyjący muzycy zaprezentowali kompozycję m.in. podczas Live Aid w 1985 roku czy na słynnym londyńskim koncercie w O2 Arena w 2007 roku. Również i polscy fani mieli okazje usłyszeć fragment "Stairway To Heaven", kiedy to w trakcie koncertu Page'a i Planta w Katowicach w 1994 roku gitarzysta zagrał wstęp piosenki, wywołując histerię w katowickim Spodku. Dodajmy, że w trakcie koncertów Page używał dwugryfowego modelu gitary Gibson po to, by móc płynnie przechodzić z partii akustycznych do elektrycznych.
"Stairway To Heaven" podczas Live Aid:
Choć dziś "Stairway To Heaven" uznaje się za absolutną klasykę rocka i utwór, który choć raz musi usłyszeć każdy fan muzyki, to w 1971 roku do kompozycji podchodzono podejrzliwie. Zresztą sam Jimmy Page z rezerwą wypowiadał się o swoim najwybitniejszym utworze: "Wiedziałem, że to dobry kawałek, ale... nie miałem pojęcia, że stanie się sztandarowym hymnem" - przyznał w jednym z telewizyjnych wywiadów.
Przede wszystkim początkowo w popularyzacji "Stairway To Heaven" przeszkadzała długość piosenki, jej skomplikowana struktura i pewnie brak typowego refrenu. Utwór nie został też wydany na singlu, o co zabiegała wytwórnia, a czemu sprzeciwiał się menedżer Peter Grant. Na szczęście fani i prezenterzy radiowi szybko zrozumieli, że "Stairway To Heaven" to arcydzieło, a po dekadach od premiery, gdy utwór zagrano w radiu pewnie i kilkanaście milionów razy, kompozycja stała się - jak to powiedział Page - "sztandarowym hymnem" nie tylko dyskografii Led Zeppelin, ale i jedną z najważniejszych piosenek w historii rocka.
"Cudowne jest to, że każdy ma własną interpretację 'Stairway...', bo ta piosenka znaczyła coś dla nich w danym momencie życia. To pokazuje wielkość tego utworu. Przez lata nasłuchałem się od fanów mnóstwo historii na temat piosenki, która czasami pomagała im przejść przez naprawdę dramatyczne wydarzenia w życiu. Bo ten utwór ma naprawdę pozytywną energię i pozytywne przesłanie" - stwierdził Page.
Nie dla wszystkich. Nadgorliwcy odkryli bowiem w "Stairway To Heaven"... ukryty przekaz, możliwy do odczytania tylko przy wstecznym przesłuchaniu utworu. Ponoć środkowa partia kompozycji ze słowami: "If there's a bustle in your hedgerow, don't be alarmed now...") zagrana wstecz ma "diabelskie" przesłanie brzmiące: "Here's to my sweet satan" i "I sing because I live with satan". Zespół ignorował nonsensowne oskarżenia, a wytwórnia grupy Swan Song Records oświadczyła, że piosenki Led Zeppelin zostały nagrane, by puszczać je do przodu, a nie wstecz. Pracujący z zespołem inżynier dźwięku Eddie Kramer również wyśmiał oskarżenia: "Po co ktokolwiek miałby, marnować tyle czasu na takie bzdury?" - pytał logicznie.
Koncertowe wykonania "Stairway to Heaven" z Londynu:
Na koniec oddajmy jeszcze głos Jimmy'emu Page'owi, który w wyrazistych słowach określił doniosłość "Stairway To Heaven":
"Ten utwór wykrystalizował istotę naszego zespołu. Miał w sobie wszystko i pokazywał nas u szczytu swoich możliwości. Pokazywał nas jako grupę, jako jedność. Nie mówię tutaj o solówkach i innych rzeczach, to dzieło kompletne. Bardzo nam zależało na tym, by nie ukazał się na singlu. To był dla nas kamień milowy. Każdemu muzykowi zależy na stworzeniu czegoś, co będzie trwało i zachowa jakość pomimo upływu czasu. Wydaje mi się, że nam to się udało" - powiedział w rozmowie z magazynem "Guitar World". Nam - już po 40 latach od premiery kompozycji i albumu "IV" - nie pozostaje nic innego, jak tylko przyznać mu rację.
Czytaj także: