Zbyt gorzkie dla dzieci

Dominika Węcławek

Sokół i Marysia Starosta "Czysta brudna prawda", Prosto

Sokół i Marysia Starosta "Czysta brudna prawda"
Sokół i Marysia Starosta "Czysta brudna prawda" 

Dobra chemia, mocne teksty, a do tego świeże brzmienia i spójna koncepcja. "Czysta brudna prawda" to najważniejsza hiphopowa premiera tego półrocza. A najpewniej i roku, bo trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś tak wysoko zawieszoną poprzeczkę przeskoczył.

"Ja jestem tylko narratorem" - deklarował wiele lat temu Sokół, raper, którego wcześniej słyszeliśmy przede wszystkim w towarzystwie kolegów z grup, czy to w szerszym gronie ZIP składu, czy już w węższym stanowiącym skład WWO bądź projektu TPWC. Wszędzie tam, gdzie pojawiały się jego wersy koncentrował na sobie uwagę. Co pamiętamy ze "Świeżego Materiału" Waco? Albo "Kodex 2" Whitehouse? Ano podpatrzone sokolim okiem obrazki z ciemnej strony życia, krótkie, hiperwyraziste historie. Od dawna trwało więc oczekiwanie na solówkę artysty. Chciało się go mieć na wyłączność.

"Czysta brudna prawda" to jednak nie solo, ale znacznie więcej. Szorstka, pełna cynizmu gadka Sokoła i ciepły, choć zabarwiony nutą smutku głos Marysi Starosty stanowią świetnie uzupełniające się elementy. Dwójka prowadzi utrzymany w różnej temperaturze dialog: w "Obojętnie" ona jest słodka, on chłodny, w "Cynamonie" ona zmysłowa, on wyrachowany. W żadnym wypadku nie mamy jednak do czynienia z propozycją dla par, które idąc do łóżka odwracają na ścianie święty obrazek.

Sokół doszedł do wniosku, że na grę wstępną szkoda czasu, zaś policzek na otrzeźwienie musi być siarczysty. Nawet gdy spodziewamy się, że pomyśli pozytywnie, pozostaje się obyć jadowitą ironią. Stawia na ponure i mroczne opowieści, o których z reguły czytamy z przerażeniem, ale przewracamy stronę, bo są tak wciągające, że dajemy się prowadzić w stronę zła bez oporów. Jest w tym coś z niezdrowej fascynacji, z tabloidowego nasycenia przemocą oraz ludzką krzywdą. Ale też jest prawda, pozbawiona retuszu, bolesna, wpisana w mijanych na ulicach ludzi. Nikt z okrucieństwa nie robi teatru. "Czysta brudna prawda" obywa się bowiem bez dublerów, suflerów i co najważniejsze kurtyny, którą można by się od odgrodzić od tego, co pokazuje.

Nie mogłaby się obyć bez jednego - dobrze dobranych podkładów. Do tej pory wiązanie projektów Sokoła z gronem zagranicznych producentów wydawało się irracjonalnym snobizmem. Tym razem poziom jest rzeczywiście światowy - DJ Wich byłby w stanie zawstydzić DJ'a Premiera, zaś Shuko uświadomić Swizz Beatsowi, że patenty rytmiczne sprzed lat rad dało się efektowniej rozwinąć. Niezależnie od tego czy tkwimy w klimacie przesterowanych gitar z lat 70. i obłożonych perkusjami perkusji z lat 80., czy też zaglądamy na amerykańskie listy przebojów, bądź wstawiamy stopę w drzwi brytyjskiego klubu, muzyka sprawdza się w stu procentach.

Krążek nie jest bez wad - Sokół błyśnie czasem mądrością rodem z transparentu czy warsztatowym brakiem, Marysia zaś pozwoli zredukować się do roli ozdobnika. Po przedostatnich "Kilku pytaniach" słuchacz jest przygnieciony światem gwałcicieli, narkomanów, morderców, gnid żerujących na cudzym nieszczęściu i wiotczejących płodów. "Ja nie przypuszczam, ja to wiem" pozwala jednak stopić lody, odpocząć i nabrać siły, by włączyć krążek od początku. Po wciągnięciu 19 ścieżek na raz chce się jeszcze i jeszcze, nie można sobie odmówić. Tak jest z kokainą. Ponoć. Z najlepszymi płytami na pewno.

9/10

Zobacz teledysk "Sztruks" z płyty "Czysta brudna prawda":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas