Bardzo ciasno zrobiło się na rynku popowych wokalistek. Britney Spears, choć nagrała przyzwoity, bardzo taneczny album, nie wychodzi przed szereg. I już chyba nie wyjdzie.
Kiedy w 1999 roku zaprezentowała debiutancki singel "...Baby One More Time", miała 17 lat. W teledysku do tej piosenki wcieliła się w rolę śmiałej uczennicy, lolity z zawadiackimi warkoczami. Niezwykle przebojowy repertuar w połączeniu z wizerunkiem grzeczno-niegrzecznej dziewczynki chwycił. Britney z jednej strony kusiła, odsłaniała, wykonywała śmiałą choreografię, a z drugiej zapewniała, że seks to tylko po ślubie. Kilka lat później tę samą strategię przyjęła Miley Cyrus.
Otrzymaliśmy image uwodzicielki, która słuchała mamy, a od dzikich imprez i używek trzymała się z daleka. Później maska opadła i okazało się, że Britney lubi to wszystko, czego rzekomo nie lubiła. Lubienie przerodziło się w niebezpieczne igranie z własnymi słabościami, co w konsekwencji doprowadziło do uzależnień, załamania psychicznego - mówiono nawet o próbach samobójczych - i symbolicznego ogolenia głowy.
Dziś gdy spojrzymy głęboko w oczy 29-letniej Spears, widzimy kobietę po przejściach, nieco zniszczoną jak na swój wiek (pomijam zdjęcia promocyjne i twórczość artystów Photoshopa), a nie dziewczynę, która spełniła swoje dziecięce marzenie i została sławną piosenkarką.
Wielkiego rozgoryczenia w piosenkach Britney jednak nie usłyszymy. Spears wciąż jest częścią show-biznesowej machiny, która tyle złego jej wyrządziła. To wciąż dziewczyna, którą zamyka się w studiu z superproducentami, a ci w pocie czoła przygotowują nowe przeboje z zamiarem podbicia listy "Billboard Hot 100". Tym razem oddelegowano na odcinek nowych hitów Britney aż 17 producentów, w tym takie marki jak Will.iam, Stargate, Max Martin czy Dr. Luke. Ci stanęli na wysokości zadania, ale gdzie w tym wszystkim jest Britney? Żadna inna, dwudziestokilkuletnia wokalistka nie przeszła tyle co ona, a ona zamiast wydobyć z siebie artystkę, wciąż ma za zadanie wyglądać, pachnieć i tańczyć synchronicznie. Bo śpiewa tak sobie.
Dziś już nie wystarczy być tą Britney co zawsze.
Gdy Spears debiutowała, jej największymi konkurentkami były: Cher, Christina Aguilera, Jennifer Lopez, Whitney Houston, Madonna, Mariah Carey (na podstawie rankingu najlpopularniejszych singli 1999 roku). To duże nazwiska, ale po pierwsze, tylko Christina Aguilera była jej rówieśniczką - nastolatki nie miały więc wielkiego wyboru, z kim się utożsamiać - a po drugie, nie było wtedy jeszcze tak kreatywnego marketingu jak teraz. Stawiano na piosenki, nie kombinowano z image'em tak mocno jak teraz. Dlatego łatwiej było Spears i Aguilerze wstrzelić się w rynek.
Z kim dzisiaj musi Britney rywalizować? Mamy Lady GaGę, która postawiła wszystko na głowie - przywróciła do łask muzykę z ostrym bitem i zniszczyła konkurencję swoimi szalonymi kreacjami, teledyskami, ostrymi wypowiedziami, tym całym wizerunkowym rozmachem. W ten nurt szybko wpisała się inna debiutantka - imprezowa Ke$ha, która również imponuje strojami, makijażem, odjechanymi teledyskami (zobaczcie absurdalny "Blow") i zadziornością. W doskonałej formie jest Rihanna - bardzo seksualna, wyzywająca (odwołania do skłonności sadomasochistycznych), do tego karaibskie pochodzenie, charakterystyczny głos i bezbłędne albumy. Na drugim biegunie znajduje się z kolei Brytyjka Adele, która cieszy się w tym roku niebywałą popularnością. A zawdzięcza ją m.in. emocjonalnym, wzruszającym występom, przeszywającemu wokalowi i retro-popowym, soulującym piosenkom, które idą w poprzek narzuconej przez Lady GaGę modzie na klubowe bity.
Britney w tę modę wchodzi, "Femme Fatale" to najbardziej taneczny album w jej dorobku - taki krok zgubił ostatnio Christinę Aguilerę; Spears natomiast powinna ocaleć, ponieważ wciąż ma ogromną bazę fanów, a nowe utwory zostały przygotowane z wielką pieczołowitością, i to słychać (płyta powstawała przez dwa lata). Do Britney wielką słabość mają też krytycy, którzy, mam wrażenie, traktują ją z pewną pobłażliwością i sentymentem. Klęski więc nie będzie, ale w 2011 roku nie da się już ukryć niedostatków charyzmy u Britney.
Na prośbę magazynu "Us Weekly" wokalistka opublikowała listę swoich sekretów. Możemy tam przeczytać, że uwielbia żuć lód, bierze prysznic dwa razy dziennie, kocha zakupy i swoje dzieci, kolekcjonuje lalki i gotuje spaghetti. I że uwielbia album Adele.
6/10
Czytaj także: