Z dużej chmury mały deszcz

Daniel Wardziński

White House "Kodex 4", RRX

"Forma niektórych gości spada poniżej granicy przyzwoitości"
"Forma niektórych gości spada poniżej granicy przyzwoitości" 

Każdy, kto choć trochę zna historię polskiego rapu wie, że seria producenckich albumów "Kodex" to jeden z bardzo ważnych składników fundamentu sceny. Dolnośląski duet producencki White House przez lata słusznie uznawany był za najściślejszą czołówkę rapowej produkcji muzycznej. Dekadę po premierze pierwszej części sagi Magiera i Laskah wracają z "Kodexem 4".

Kształt tego materiału musiał się zmieniać, bo uważniejsi czytelnicy mogą pamiętać chociażby wywiady z Fokusem w których mówił, że "czwórka" będzie znacznie nowocześniejsza, elektroniczna i odmienna od poprzednich trzech części. Nic podobnego. To White House w wersji klasycznej i słuchając tych podkładów myślę, że to bardzo dobra wiadomość. Płyta skonstruowana jest tak, że numery przechodząc z jednego w drugi zazębiają się, co daje nam wrażenie, że słuchamy jednego godzinnego utworu. Praktycznie każdy z siedemnastu numerów prezentuje bardzo wysoki poziom muzyczny, a staranna i pomysłowa aranżacja nie pozwala się nudzić. Pozornie jest więc świetnie.

Podobnie jak w przypadku poprzednich części problemem jest forma gości. Pomimo klasycznego statusu wydawnictwa, nie wszyscy się zmobilizowali. Album ma naprawdę dobre momenty, ale niestety więcej takich, które źle świadczą o autorach. Kajman budując swój storytelling zaciekawił, po czym rozczarował rozwiązaniem. Pih brzmi jakby numer napisał na kolanie i nagrywał ze świadomością, że zostało mu dziesięć minut czasu studyjnego. Fusznik ze swoją historią o Zdzisiu jest co prawda trochę komiczny, ale pokazuje, że rap poszedł mocno do przodu, zostawiając go za plecami. Miuosh bardzo chciał, ale efekt jest trochę na siłę i nie brzmi naturalnie. Kontrowersyjnie ze swoim nawiązaniem do "Window Shopper" 50 Centa wypada Gural. "W górę jadę windą" jest OK, ale gdzie temu do poziomu "Wyroku", nie mówiąc już o "Jestem tym typem" z pierwszego "Kodexu".

Na szczęście to nie wszystko. Głos Małpy co prawda wskazuje na to, że jego problemy ze zdrowiem dają o sobie znać, ale pomimo to "Jak mam żyć" to wielki numer. Rewelacyjnie wypadają Buka i Rahim, pokazując, że pomimo tego, że pochodzą z zupełnie różnych pokoleń rapu, to działają na siebie motywująco i jako duet brzmią świetnie. "Się jaram" to być może największa perła tej płyty.

Płytę z morderczym impetem zamyka Trzeci Wymiar. Ich wizja Armageddonu jest niesamowicie obrazowa. Przykład? Pork: "A gdyby ktoś pie****nął bombę, aż zatrzęsło by jądrem Ziemi/ Pękłby cały torbiel radioaktywnej brei". O ciarki na plecach przyprawia numer Fokusa, a właściwie jego pierwsza zwrotka. O.S.T.R. jak na pierwszym "Kodexie" daje hit, a na szczególną uwagę zasługuje wnoszący powiew świeżości Sitek. Obecność nowych twarzy cieszy, tak jak to, że weteranowi sagi - Mesowi nie kończą się pomysły na swój głos. Peja niepotrzebnie wraca do swoich konfliktów, ale potwierdza wysoką formę z "Reedukacji". Jest tu czego słuchać, ale... nie brakuje "ale".

Suma sumarum czwarty "Kodex" poziomem bliższy jest trzeciej części niż dwóch pierwszych. Jest nierówno, bez pomysłu, a gości dobrano kategoriami popularności, a nie umiejętności. Kilka fantastycznych momentów nie zmienia niestety faktu, że forma niektórych gości spada poniżej granicy przyzwoitości. Takie bity zasługują na dużo, dużo lepsze traktowanie.

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas