Reklama

Z dużej chmury mały deszcz

White House "Kodex 4", RRX

Każdy, kto choć trochę zna historię polskiego rapu wie, że seria producenckich albumów "Kodex" to jeden z bardzo ważnych składników fundamentu sceny. Dolnośląski duet producencki White House przez lata słusznie uznawany był za najściślejszą czołówkę rapowej produkcji muzycznej. Dekadę po premierze pierwszej części sagi Magiera i Laskah wracają z "Kodexem 4".

Kształt tego materiału musiał się zmieniać, bo uważniejsi czytelnicy mogą pamiętać chociażby wywiady z Fokusem w których mówił, że "czwórka" będzie znacznie nowocześniejsza, elektroniczna i odmienna od poprzednich trzech części. Nic podobnego. To White House w wersji klasycznej i słuchając tych podkładów myślę, że to bardzo dobra wiadomość. Płyta skonstruowana jest tak, że numery przechodząc z jednego w drugi zazębiają się, co daje nam wrażenie, że słuchamy jednego godzinnego utworu. Praktycznie każdy z siedemnastu numerów prezentuje bardzo wysoki poziom muzyczny, a staranna i pomysłowa aranżacja nie pozwala się nudzić. Pozornie jest więc świetnie.

Reklama

Podobnie jak w przypadku poprzednich części problemem jest forma gości. Pomimo klasycznego statusu wydawnictwa, nie wszyscy się zmobilizowali. Album ma naprawdę dobre momenty, ale niestety więcej takich, które źle świadczą o autorach. Kajman budując swój storytelling zaciekawił, po czym rozczarował rozwiązaniem. Pih brzmi jakby numer napisał na kolanie i nagrywał ze świadomością, że zostało mu dziesięć minut czasu studyjnego. Fusznik ze swoją historią o Zdzisiu jest co prawda trochę komiczny, ale pokazuje, że rap poszedł mocno do przodu, zostawiając go za plecami. Miuosh bardzo chciał, ale efekt jest trochę na siłę i nie brzmi naturalnie. Kontrowersyjnie ze swoim nawiązaniem do "Window Shopper" 50 Centa wypada Gural. "W górę jadę windą" jest OK, ale gdzie temu do poziomu "Wyroku", nie mówiąc już o "Jestem tym typem" z pierwszego "Kodexu".

Na szczęście to nie wszystko. Głos Małpy co prawda wskazuje na to, że jego problemy ze zdrowiem dają o sobie znać, ale pomimo to "Jak mam żyć" to wielki numer. Rewelacyjnie wypadają Buka i Rahim, pokazując, że pomimo tego, że pochodzą z zupełnie różnych pokoleń rapu, to działają na siebie motywująco i jako duet brzmią świetnie. "Się jaram" to być może największa perła tej płyty.

Płytę z morderczym impetem zamyka Trzeci Wymiar. Ich wizja Armageddonu jest niesamowicie obrazowa. Przykład? Pork: "A gdyby ktoś pie****nął bombę, aż zatrzęsło by jądrem Ziemi/ Pękłby cały torbiel radioaktywnej brei". O ciarki na plecach przyprawia numer Fokusa, a właściwie jego pierwsza zwrotka. O.S.T.R. jak na pierwszym "Kodexie" daje hit, a na szczególną uwagę zasługuje wnoszący powiew świeżości Sitek. Obecność nowych twarzy cieszy, tak jak to, że weteranowi sagi - Mesowi nie kończą się pomysły na swój głos. Peja niepotrzebnie wraca do swoich konfliktów, ale potwierdza wysoką formę z "Reedukacji". Jest tu czego słuchać, ale... nie brakuje "ale".

Suma sumarum czwarty "Kodex" poziomem bliższy jest trzeciej części niż dwóch pierwszych. Jest nierówno, bez pomysłu, a gości dobrano kategoriami popularności, a nie umiejętności. Kilka fantastycznych momentów nie zmienia niestety faktu, że forma niektórych gości spada poniżej granicy przyzwoitości. Takie bity zasługują na dużo, dużo lepsze traktowanie.

5/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: hip hop | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy