The Bestia
Daniel Wardziński
Bisz "Wilk chodnikowy", Fandango Records/Fonografika
Zdaje się, że po premierze jednego ze zdecydowanie najlepszych singli ostatnich lat - "Pollocka", Bisz wkroczył w nowy etap swojej kariery. Co prawda charakter jego muzyki pozostał bardzo literacki, wysublimowany, a przez to potencjalnie niszowy, ale impet z jakim wyłożył swoją wizję hip hopu jako środka wyrazu, sprawił, że udało mu się z tej niszy wyrwać.
Co więcej wyeliminował wiele niedociągnięć słyszalnych w projektach z Kosą, Pekro czy B.O.K. Poprawił dykcję, rozwinął się w kwestii emisji głosu, zmienił muzyczne otoczenie, odświeżył inspiracje i co nie mniej ważne od powyższych - znalazł wydawcę, który potrafi to wszystko sprzedać nie odbierając temu klasy. Chociaż raper z Bydgoszczy jest teoretycznym debiutantem, w wielu, ba... w większość aspektów znacznie przerasta polską scenę rapową. W mojej opinii szybuje wysoko ponad nią.
Jest inteligentny, błyskotliwy, ma odpowiednią brawurę, kontrastujący z poetyckim smakiem chamski, cięty język, zjadliwe wersy, ale też głęboki i uniwersalny dla ludzi myślących przekaz. Nadal umie serwować ciarki na plecach ("Carrie", albo fragment "Wnyk" gdzie mówi o swoim nienarodzonym dziecku). Jest bestią, która oprócz siły ma też wielką finezję i błyskotliwy umysł. Mimo to, po raz kolejny nie udało mu się zrobić albumu na miarę swojego talentu.
Bisz potrafi nagrywać wyśmienite kawałki, ale wciąż nie umie ułożyć z nich adekwatnie dobrych płyt. Jedyną dotąd osobą, która była w stanie okiełznać jego potencjał i sprawić, żeby pracował on dla dobra projektu był Kosa, z którym raper stworzył dwie bardzo spójne i klimatyczne EP-ki. "Wilk chodnikowy" nie jest może tak "składankowy" jak "W stronę zmiany", ale wciąż jakoś się to wszystko nie klei. Można upatrywać powodu w tym, że przewodni, tytułowy motyw jest raczej luźnym punktem zaczepienia niż sztywnym kręgosłupem całości, ale przecież nie trzeba od razu budować koncept-albumu, żeby zrobić coś spójnego. Większym problemem jest to, że sporo tutaj momentów, które na dobrą sprawę w dyskografii Bisza stanowią momenty, co tu dużo mówić, przeciętne.
Patrząc tylko na single - gdzie tam "Banicji" do "Pollocka" i "Jestem bestią"? To pierwszy numer Bisza przy którym przez myśl przeszło mi słowo "grafomania". "Zew", "Indygo" i kawałek tytułowy, które nawiązują do głównego motywu nie są już może tak rozlazłe, ale jak na trzy punkty wokół których budowana ma być całość brakuje im "tego czegoś". Są dobre. I tylko tyle. "Niech czas stanie" jak na liryczne możliwość Bisza jest zdecydowanie zbyt oczywiste. Rozważania o czasie i chęci powstrzymania jego upływu w polskim rapie stały się nieprzyjemnym echem przeszłości dobre pięć lat temu. To wszystko niezłe numery, ale dla ich autora określenie "niezły" powinno stanowić obelgę.
Naturalnie jest też druga strona medalu, która mimo wszystko czyni ten album ważną premierą w polskim rapie AD 2012. Nie ma już przymiotników, które przypisane "Pollockowi" mogą pokazać jak ważny jest to singel. Nie sądzę, by znalazł się ktoś, kto w przechwalczej konwencji byłby w stanie w tym roku przebić "Jestem bestią". Z czasem entuzjazm może odrobinę stygnie, ale pierwsze kilkanaście przesłuchań "Trainspottingu" to coś niesamowitego, a numer autentycznie skłania do refleksji i co ważniejsze - zmiany.
Fantastycznie w swojej konwencji wypadają błyskotliwe "Głupiomądry", rap-dreszczowiec - "Carrie" oraz inspirowane grami RPG "Role Playing Life". Imponuje również liryczna capoeira z "W biegu" i emocjonalne zaangażowanie z "Zawleczek"... Te kawałki to argumenty, żeby kupno tego materiału było obowiązkiem fana rapu z Polski. Zarazem to tylko kolejni kandydaci do miejsca w "The Best Of Bisz", które byłoby albumem odpowiadającym skali jego astronomicznego talentu. Niestety nie jest nim "Wilk chodnikowy" - dobry album z wielkimi momentami i średnimi refrenami. Wart zakupu, ale nie klasyczny. O tym, że mógłby taki być przekona się każdy, kto go sprawdzi, co mimo wad serdecznie polecam. Nie tylko fanom hip hopu.
7/10