Reklama

schafter "FUTURA": Przezroczysta przyszłość [RECENZJA]

Genialne "DVD", które jest jednym z singli dekady. Świetna EP-ka z unikatowym klimatem. I co? Wielkie nadzieje, a potem słabiutki, debiutancki longplay. Teraz syndrom drugiego albumu. Niby future, ale taki transparent.

Genialne "DVD", które jest jednym z singli dekady. Świetna EP-ka z unikatowym klimatem. I co? Wielkie nadzieje, a potem słabiutki, debiutancki longplay. Teraz syndrom drugiego albumu. Niby future, ale taki transparent.
Okładka płyty "FUTURA" schaftera /

"hors d'oeuvre" jest jedną z najlepszych polskich płyt ostatnich lat i to bez żadnych podziałów na konkretne gatunki. Co innego "audiotele", być może największy zawód minionego roku. Gigantyczna presja wywierana przez powiększające się w szybkim tempie grono psychofanów, dziennikarzy i marketingowców znanych marek sprawiła, że schafter nie podołał zadaniu.

Legalny, ale nie legitny, debiut okazał się mocnym klopsem uratowanym tylko i wyłącznie dzięki kilku elementom, które w ostatecznym rozrachunku mają mniejsze znaczenie. Beaty Pejzaża, Urbka i samego schaftera, legendarna już zwrotka Młodego G z Gdyni, świetny Żabson to trochę za mało.

Reklama

Były szanse, że młodzieńczą przezroczystość pokona "FUTURA" i rzeczywiście zaczęło się nieźle. Pierwsze single nie zwiastowały tragedii, jednocześnie nie zapowiadały też wielkiej rewolucji. Można było odnieść wrażenie, że raper szykuje sobie całkiem niezły sofomor, który naprawi wszystkie błędy poprzednika i chociaż na chwilę wróci do poziomu "hors d'oeuvre". Nic z tego, jest jeszcze gorzej niż ostatnio, bo tych niecałych 40 minut to droga przez okraszoną trapem i r'n'b ośmiobitową liryczną mękę z nieświadomym autodissem na wysokości "outra" - "Gdy się track studzi, a ty marudzisz / Twoja muza chyba ma nudzić".

Problemem "FUTURY" jest schafter przy którym rapujący youtuberzy to wirtuozi słowa, a nie leksykalni statyści biorący udział w pogoni za hajsem dzieciaków stojących w rozkroczu podstawówki i liceum. Jasne, jest tu fajny, ale jednorazowy styl ("brak zegarka"), który przejadł się już jakiś czas temu. Miękkie flow się zgadza, a melorecytacja nie jest wzięta ze szkolnych przedstawień, jednak takich banałów w linijkach próżno szukać nawet u Otsochodzi.

Szafa z ciuchami, biżuterii tyle co w lombardach, niekończące się telefony, niekoniecznie od pięknych kobiet, ale od mechanika, który zainstalował nowe felgi, przepraszam, "rims". Lekcje pływania, pardon, swimming lessons, w dodatku z (Young) Igim, a w weekend trip do Paris, nie wycieczka. Nowy, świeży zapach? No skąd, toć to fragrance. Dwa w jednym, polski i angielski idą tu w parze, ale częściej to bawi niż zachwyca i sam schafter, a nie inni, jest "average" (halko, "how about tonight?" się kłania).

W rapie nie zawsze liczy się treść, bo wszystko można nadrobić stylem, zwłaszcza w tej nowej szkole, tylko co z tego, skoro dłuższe obcowanie z tym samym staje się udręką. Nawijanie bzdur ("Tanita Tikaram, dawno już nie byłem sober / Zobaczyłbyś diabła, jakbyś widział mnie na bombie" z "push to talk") zostawmy jednak Belmondziakowi, a wyjdzie to każdemu na dobre. Monotonia bez charakteru ("3,5 karratu", "paryż z okna" i te z featami - "www" i "need help"), której nie ratuje nawet pomoc z zewnątrz. Gościom też się za bardzo nie chce, a Houston X jest trochę jak podstarzały Słowak w polskiej Ekstraklasie. Nie nasz, ale weźmiemy za paszport, mimo że umiejętności co najwyżej trzecioligowe.

Dużą sztuką jest właśnie zmarnować aż tak dobre podkłady. Nowa szkoła w pełni, balans między Atlantą i Toronto z charakterystyczną platoniczną miłością do lat 80. Żaden z nich nie robi za drugie "tom & jerry", ale lekkość "paryża z okna", głębia i klimat "braku zegarka", czy znakomite rytmicznie "für jenny" robią robotę. Bardziej wyraźna jest końcówka - świetnie brzmi gitara waląca wespół z automatem perkusyjnym w "eskeemosie", a nasączone eksperymentalnym i bardziej awangardowym brzmieniem "push to talk" daje trochę kwasowości. schafter jest tak samo dobrym beatmakerem jak researcherem pojedynczych dźwięków, a pojawiający się tutaj m.in. Hubi i 2K jeszcze lepiej urozmaicają "FUTURĘ".

Niesamowite jest to jak z wielkiej nadziei nie tylko polskiego rapu, ale i całej muzyki popularnej, do której tak zalotnie uśmiechał się (z wzajemnością!) schafter, można przeobrazić się w artystę do którego ma się coraz więcej obojętności. Tylko co z tego, skoro charyzmy ma tyle co pani w warzywniaku po 12 godzinach pracy - linijki napisane tylko po to, żeby odbębnić co swoje. Hurry up, bo twój extra time powoli się kończy i zostaną tylko adsy.

schafter "FUTURA", Restaurant Posse / Universal Music Polska

3/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: schafter | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy