Reklama

Recenzja Wardruna "Runaljod - Ragnarok": Perła norweskich lasów

Mistrzowie nordyckiego folku niby nie odkrywają niczego, z czym nie mielibyśmy do czynienia w ich twórczości wcześniej, ale jednocześnie stworzyli doskonałe zwieńczenie trylogii.

Mistrzowie nordyckiego folku niby nie odkrywają niczego, z czym nie mielibyśmy do czynienia w ich twórczości wcześniej, ale jednocześnie stworzyli doskonałe zwieńczenie trylogii.
Okładka płyty "Runaljod - Ragnarok" grupy Wardruna /

Przyznam, że byłem zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, iż dwóch byłych członków Gogorotha założyło zespół neofolkowy, odwołujący się do nordyckiej ludowości i szamanizmu. Owszem, nie od dziś wiadomo, że w norweskich lasach łatwiej nadepnąć na metalowca niż ściółkę. Ale wiecie: Gogoroth to ta grupa, która zasłynęła w Polsce z koncertu, w trakcie którego zemdlała jedna z przywieszonych do krzyży kobiet, funkcjonującego jako dekoracja. Nie wspominam oczywiście o aferze medialnej, jaka się wówczas wywiązała, ale wiedzcie, że naprawdę było o nich głośno.

Reklama

W każdym razie, porównując muzyczne obszary Wardruny i Gogorotha na język nasuwa się pytanie: jak to tak? Zamiana agresywnego black metalu na zimne, introwertyczne melodie z północy? Wymienienie krzyków i wrzynających się w nerki przesterów na chóry, apoteozujące naturę, a to wszystko podszyte nutą melancholii i niepokoju?

A jednak było to możliwe i działało idealnie. Muzycy z Wardruny wiedzą, jak przenieść na taśmy atmosferę skandynawskich lasów. Chociaż na dwóch poprzednich krążkach nie brakowało miejsca na refleksję, otrzymywaliśmy również sporą dawkę niepokoju, której przelewanie na kompozycje opanowali doskonale podczas grania w Gogoroth. I wiecie co? Jeżeli znacie poprzednie dwie pozycje spod znaku Wardruny, będziecie wiedzieć, czego dokładnie spodziewać się po "Runaljod - Ragnarok".

Mamy więc dużo folkowego instrumentarium, któremu smaczku dodaje fakt, że Einar "Kvitrafn" Selvik - założyciel i lider grupy - sam je konstruuje. Na nim kładzione są męskie i żeńskie, długo prowadzone chóry, które brzmią jak wyrosłe z przekazywania sobie pieśni z pokolenia na pokolenie od czasów wikingów. Nic dziwnego, że grupa została zaproszona do skomponowania ścieżki dźwiękowej do drugiego sezonu "Wikingów".

Wydaje się jednak, że kompozycje są o wiele bardziej dopieszczone niż w przypadku poprzednich dwóch albumów. "Odal" rozpoczyna się dość niepokojącymi bębnami ze schowanymi w tle podśpiewami i mrocznymi dronami, by nagle spotkać się z refrenem, który mógłby swoją mocą ubijać wrogów wikingów. Singlowe "Raido" początkowo jawi się jako nordycka ballada, ale z czasem utwór robi się coraz cięższy i do początkowego lekkiego motywu dochodzi nisko osadzona warstwa ambientowa, która podejmuje nierozwiązaną walkę z partiami fletu czy liry. Nieobeznanym mogłoby się wręcz zdawać, że mamy do czynienia z piosenką o miłości, która trafia na tragiczny finał, ale muszę was rozczarować, gdyż to utwór, stanowiący hołd dla... konia.

Ciekawe jest "Isa", które początkowo sugeruje, że muzycy zaczęli bawić się nagraniami terenowymi. Uderzenia w drewno po dwóch minutach spokojnego intra niespodziewanie asymilują się z bębnami, tworząc zaskakująco skoczną sekcję rytmiczną, która równie dobrze mogłaby odnaleźć się w alternatywnej elektronice. I cóż, można być pewnym, że ktoś kiedyś to wysampluje.

Czy "Runaljod - Ragnarok" to album bez wad? Niestety nie. Największy zarzut można czynić w stronę drugiego utworu, "UruR", który może i zaskakiwać partią instrumentów dętych, ale jednocześnie jest 10-minutową, monotonną kompozycją, z której niewiele właściwie wynika. Zdecydowanie wszystkie te pomysły można by było zmieścić w utworze o połowę krótszym. Działa to negatywnie na samą kompozycję albumu, bo o ile rozpoczynające krążek "Tyr" jest więcej niż udane, to dopiero "Isa" pokazuje w pełni potencjał zespołu. A tak słuchacz może zdążyć się zniechęcić przez jedyny słabszy moment na albumie.

"UruR" to jednak naprawdę niewielka skaza na perle, jaką jest najnowszy album Wardruny. Można się zastanawiać tylko, czy zakończenie trylogii "Runaljod" oznacza koniec twórczości samej grupy czy rozpoczęcie nowego okresu. Szkoda by było, bo drugiego takiego zespołu jak grupa Einara Selvika zwyczajnie nie ma. Tak więc jeżeli chcielibyście odwiedzić norweskie lasy i pola, a nie macie ochoty skazywać się na wysokie wydatki, pozostaje wam przesłuchanie "Runaljod - Ragnarok". Ogrom wrażeń gwarantowany!

Wardruna "Runaljod - Ragnarok", Mystic Production

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wardruna | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy