Recenzja Verba & Sylwia Przybysz "Związane oczy mam": Nas nie rozumieją
Iśka Marchwica
Nie każdy musi lubić zaangażowany hip hop z ambitnymi podkładami i tekstami dotykającymi najważniejszych spraw politycznych i społecznych, ale to co robi Verba - a właściwe aktualnie głównie Bartłomiej "Bartas" Kielar pod szyldem Verby - jest już ujmą dla gatunku. Dlatego też obawiam się o przyszłość "nowej gwiazdki" wytwórni My Music, Sylwii Przybysz.
Najpierw reprymenda dla Verby - czyli dla Bartasa, bo to on pracował nad nowym materiałem sam z Przybysz. Kielar ma 30-parę lat, a w wątpliwej jakości tekstach Verby dalej słyszymy rozkminki rodem z ławki pod blokiem. Oczywiście - nie ma w tym nic złego, jeśli, jako starszy i doświadczony, chce nauczyć swoich młodszych kolegów (jak rozumiem dziesięcio-, jedenastolatków) i aspirujących hiphopowców życia. Nie widzę jednak nic edukującego ani rozwijającego w infantylnych tekstach typu: "Uciekamy od innych bo nas nie rozumieJĄ / Kiedy burze szaleJĄ / Bo wiem że na tobie mogę polegać". Ostatnie sylaby celowo zapisałam dużymi literami, bo jest to typowym "zabiegiem" Verby.
Widocznie Bartas za nic ma zasady języka polskiego i z uwielbieniem oraz rozkoszą akcentuje ostatnie sylaby, wybijając je ze smakiem zwłaszcza w słowach takich, jak "robiLIŚMY". Gdy wokalistom zdarza się to sporadycznie, moje grammar-nazi serce jest w stanie przeboleć pomyłkę. Jednak dziesięć numerów pod rząd i co najmniej po jednym słowie w każdym wersie wykonywanym w ten sposób, to już po prostu przemoc. Niestety - sama Sylwia udzielająca się w refrenach nie mogła uciec przed tym błędem - w końcu tak zostały skonstruowane linie melodyczne - płaskie i nijakie - żeby nie dało się zaśpiewać ich inaczej. Ale może o to chodziło - w końcu zabieg ten idealnie podkreśla walory częstochowskich rymów.
Na uwagę, a raczej chłostę zasługują też podkłady. Chociaż dziś muzycy mają dostęp do najlepszych sprzętów elektronicznych, instrumentaliści ogłaszają się na tablicach internetowych z chęcią "nagrania czegokolwiek", Verba postawił na podkłady automatyczne rodem ze szkolnych kabaretów. Tam gdzie pojawiają się pianinkowe wstawki (nie wierzę, żeby te fragmenty były nagrywane na fortepianie) przenosimy się w lata 90. - w złym znaczeniu. Przez cały album towarzyszą nam uporczywe elektroniczne klaskanki (żeby wiedzieć gdzie tupnąć i jak rękami machać), a poza tym jest nudno, płasko i kompletnie bez pomysłu. A więc nawet warstwa muzyczna nie jest w stanie przytłumić złego wrażenia wywołanego przez warstwę tekstową.
Teraz reprymenda dla Sylwii. Od "początku kariery" na YouTube rzucam okiem i uchem na tę dziewczynę - w końcu Polska ma szereg naprawdę dobrych wokalistek, a wiadomo, że po latach 90. jest ich jeszcze i jeszcze więcej. "Plan", debiutancki album Sylwii mógł być polską odpowiedzią na amerykańskie gwiazdeczki pokroju Rebeki Black - ale nie był. Od października 2015 r. minęło mnóstwo czasu, Przybysz nie wykorzystała go jednak na poprawę swojego wokalu i dykcji. Nie pracowała też nad wyrazem emocjonalnym, nad opracowaniem powierzonych partii wokalnych. Wszystkie refreny z płyty “Zamknięte oczy mam" śpiewa identycznie, na tym samym poziomie wolumenu. na tym samym ściśniętym gardle i grymasie. Sylwia - niestety - kala dobre nazwisko kojarzone z wybitną artystką i perfekcjonistką, Natalią Przybysz. Takiego bubla wstydziłyby się nawet Sistars.
Na koniec reprymenda dla wszystkich zaangażowanych w proces tworzenia i produkcji albumu "Związane oczy mam". Każda muzyka może mieć swoich odbiorców - czy to klasyka, czy eksperymentale, czy radosny pop czy prosty w przekazie i brzmieniu hip hop. Twórczość Verby, a zwłaszcza najnowszą płytę uważam jednak za obrazę dla gatunku, który w Polsce kojarzony jest z takami postaciami, jak Magik, O.S.T.R., L.U.C. czy Duże Pe. Jeden jedyny punkt przyznaję za tytuł - tym razem Bartasowi chciało się chociaż nadać albumowi jakąś nazwę zamiast iść na niezrozumiałą łatwiznę tytułując swoje dzieła datami wydania.
Verba & Sylwia Przybysz "Związane oczy mam", My Music
1/10