Recenzja Ukeje "ỤZỌ": Raczej dla pań
Paweł Waliński
Na swojej drugiej studyjnej płycie Damian Ukeje dowodzi, że nieprzypadkowo wygrał pierwszą edycję "The Voice of Poland". Sęk w tym, że śpiewa Damian raczej dla pań.
O ile mnie pamięć nie myli, Ukeje przez cały czas trwania programu lansowany był na "tego rockowego kolesia". Drużyna Nergala, określony dobór repertuaru. I dobrze, bo wyraźnie pasowało to do jego muzycznego temperamentu. Z tym większym zaskoczeniem przyjąłem zawartość "ỤZỌ". Dlaczego? Bo to płyta zdecydowanie bardziej popowa, niż bym się po tak rockowym kolesiu spodziewał.
Nie znaczy to, że zła, bo w ramach swojego pop-rocka Ukeje nie dosyć, że potrafi ukręcić fajny numer tak na płaszczyźnie brzmienia, jak i samej kompozycji, to dodatkowo jeszcze wokalem operuje ze zręcznością jakiegoś Soyki. No, dobra, trochę przestrzeliłem. Tym niemniej jest Ukeje na pewno bardzo sprawnym technicznie wokalistą z nieprzeciętną barwą głosu, której jednak używa w dosyć manieryczny sposób. Manieryczny w tym sensie, że wymierzonym nie w męską rockową publikę, ale panie, które lubią gitary, a jednocześnie moment, kiedy przystojniak, pełnym emocji, zdobnym w chrypkę wokalem śpiewa jej do ucha najbardziej romantyczne kawałki świata. Czyli, sami rozumiecie, to nie piącha w pysk jak w - powiedzmy - Queens of the Stone Age, ale raczej trzymanie się za łapki, czerwone wino w kinie, kwiaty po pracy i lody, kiedy ma focha.
Nie jest to oczywiście zarzut mocno muzycznie merytoryczny, ani w żadnym razie dyskwalifikujący. Jeśli godzimy się na taką konwencję, znajdziemy na "ỤZỌ" naprawdę niezłe kompozycje, momentami bardzo kreatywne jak na pop-rock aranżacje. W "Drzewie" zaczynamy indie-folkowo, "Film" to trochę jakby współczesne nagrania U2 (oby nie było to porównanie pocałunkiem śmierci). Dalej ładnie balladujący "Stan nieważkości", znów (gitary) trochę na modłę kwartetu z Dublina. Ukeje swoją drogą wokalnie (chrypka, prowadzenie emocji) zdradza pewne podobieństwa do Bono. W takim "Za mało" z kolei mamy już naprawdę potężną orkiestrację i pełen patos (co zależnie od gustu może być tak zaletą, jak i wadą). "Tu i teraz" ładnie chórkami gra z muzyczną tradycją tak czarnoskórych niewolników w USA, jak i rdzennych mieszkańców Afryki, co wziąwszy pod uwagę nigeryjskie korzenie Ukeje jest oczywiście łatwo wytłumaczalne. Ważne, że bardzo fajnie działa. Numer buja niemożliwie. Źle nie jest na pewno.
Tylko przy 2-3 przesłuchaniu mam jednak wrażenie, że rock jest tu odrobinę wykastrowany, że przydałoby się kilka numerów, w których nasz Damian by się trochę zagniewał, trochę dorzucił do pieca, drapnął tym swoim pazurem. A że go posiada, święcie wierzę. Pozostaje pytanie, czy taki emocjonalny wydźwięk materiału bierze się z głębi serca artysty, czy jest jakimś zabiegiem obliczonym na to, że jak będzie za ostro, może ocierając się o metal, to płyta będzie mniej easy-listeningowa, niż chciałby tego rynek. Mam nadzieję, że ta druga opcja to tylko moja nadinterpretacja. Sumując: jak kto lubi pop-rockowy romantyzm i świetnie śpiewających pięknych chłopaków, których pokochaliby i teściowa, i teść, to w słuchaniu "ỤZỌ" wstydu nie ma. W swojej konwencji bardzo zacna płyta.
Damian Ukeje "ỤZỌ", Universal Music Poland
6/10
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***