Reklama

Recenzja Tede "Keptn'": Mayday! Mayday!

"Keptn'" daje wystarczająco dużo powodów, by dojść do wniosku, że to "gimbobranie" wypadałoby zakończyć. Ta płyta nielot nie wznosi się nawet o milimetr. Jak mogłaby, skoro nie ma nic wspólnego z lotniskiem, za to sporo z wietrzeniem magazynu.

"Keptn'" daje wystarczająco dużo powodów, by dojść do wniosku, że to "gimbobranie" wypadałoby zakończyć. Ta płyta nielot nie wznosi się nawet o milimetr. Jak mogłaby, skoro nie ma nic wspólnego z lotniskiem, za to sporo z wietrzeniem magazynu.
Tede na "Keptn'" ruszył lotem koszącym /

Cała oprawa - koncept byłby za dużym słowem - trzynastego studyjnego albumu Tedego nawiązuje do lotu, tak jak to było wcześniej u Te-Trisa. Przytrzymajmy się jej chwilę, bo metafora jest tyle oczywista, co wdzięczna. No więc kiedy wydawało się, że dobrze rozpędzony dwoma pierwszymi krążkami Tedunio nie poderwie się z pasa startowego, udało się. Co prawda wzniósł się dopiero wraz z albumem "Note2", i chociaż przydarzyły się poważniejsze turbulencje ("Notes 3D"), to osiągnął naprawdę imponujący pułap ("#kurtrolson"), pozwalający mu na branżę patrzeć z góry.

Reklama

"Vanillahajs" to już utrata wysokości i pytanie na ile starczy paliwa, a "Keptn'" jest zabójczym dla pasażerów lądowaniem. Żadne tam "linie lotnicze NWJ", raczej Ryanair - utwory poupychane tak, że czujesz się na pokładzie niekomfortowo, słyszysz często żenujące, znane ci aż za dobrze "bla bla bla" z foteli obok, od kiszenia się we własnym sosie i zapachu cebuli oraz kiełbasy podwawelskiej tęsknisz za świeżym powietrzem i pomstujesz w myślach na brak torebek "chorobowych", których nazbyt zadowolony z siebie organizator akurat zapomniał, chociaż już w połowie podróży bardzo by się przydały.

Co najbardziej irytuje? Trudno się zdecydować, bo zebrało się tego sporo, ale chyba próba przekonania, że cokolwiek, co dostajemy na "Keptn'", jest świeże. Poza na supergwiazdę rock'n'rolla... Mniejsza o Run-D.M.C. bo to rzeczywiście prehistoria, ale Kiedy Lil Wayne z Kidem Cudim to ćwiczyli? Prostackie dubstepowe wiertarki i eurodance w bitach... Przypomnijmy sobie jak dawno raperzy działali ze Skrilleksem czy Rusko, u T.I.-a pobrzmiewało O-Zone, a u Eminema - Haddaway. A trapowe cykadełka, autotune'owe skowytanie, orientalne melodie, dancehallowe rytmy? Jeszcze dawniej, pewno część obecnych fanów Tedego nie była wówczas poczęta.

Nie byłoby nic złego w braku świeżości, gdyby nie afiszowanie się nią i gdyby album działał. Tu na palcach jednej ręki policzymy dobre w całości numery - w  "Keptn' Jack" ujmuje sprężysty bas i leniwa, niezobowiązująca atmosfera, ale nawijka niczym nie zahacza o ucho, w "Multiogarnięte" sprawdza się napastliwy flow, z tym, że lepiej nie słyszeć o czym raper nawija, z kolei "K.I.B.M.F." to celne diagnozy na ordynarnym, plastikowym bicie z niepotrzebnymi, wrzuconymi chyba wyłącznie z przekory cutami z Pei. Po co ta płyta jest podwójna? Oczywiście, można wydać potrójną, ale wtedy trzeba być Prince'em albo Kamasim Washingtonem.

Sprawdź tekst utworu "Szpanpan" w serwisie Teksciory.pl!

Jedziemy - przepraszam, lecimy! - dalej. Przyznajmy, że choć takie "Polećmy razem" to prawdziwy manifest mentalnego dresiarstwa ("A ona mówi mi że nie sikała, to jest czas już/A jeśli gała, to najlepiej w sraczu") a momentów w których od zażenowania przechodzą ciarki jest więcej, to Graniecki nie oduczył się rapowania, umie to, będzie umieć, zatem ma "Keptn'" sprawnie napisane i nawinięte kawałki. Np. "Asbest", z zabawami flow i tyle złośliwymi, co celnymi wersami "Alternatywa, ten foto, ten bloga ma, tamten nagrywa / spotyka się potem ten tamten z tym trzecim na bibach - poeci przy piwach". Albo "Tania Gafra" z najlepszą na płycie drugą zwrotką i pojazdem "Słyszę tych Dyzmów aforyzmów, chodzące księgi przysłów / Co koncert widzę to zadęcie kapiące tak z ich pysków".

Tyle że to wszystko było. Cisnął już Tede po warszawskiej hipsterii, cisnął po moralizatorach-hipokrytach i to tyle razy, że aż się przykro robi. To nie "banger alert" powinien się słuchaczowi zaświecić - rzemieślnicza, masowa, pozbawiona znamion własnego stylu produkcja Micha i ofensywny, szarżujący Tede serwujący nieśmieszną, bełkotliwą gadkę to antyteza przebojowości - ale "deja vu alert". Dziatki winny uciekać z tych imienin gdzie pieprz rośnie, bo z deczka dementywny wuj Jacek ZNOWU będzie mówić o tym jak to wszyscy zarabiają pieniądze, a tylko on mówi o tym szczerze, ZNOWU będzie płakał na tym jak to nikt nie zrozumiał jego serialowego występu w roli policjanta.

Sprawdź tekst utworu "Było warto" w serwisie Teksciory.pl!

Serwować "69 ziomeczków" po tym, kiedy zaledwie płytę temu było "Wyje Wyje Bane" to jak odgrzewać ryzykowny dowcip. I tak dalej. Nie ma zresztą na albumie jednej odkrywczej myśli, jednego imponującego pomysłu na numer, może dlatego, że linie lotnicze NWJ kręcą się jak Vestax w kółko - obsługują połączenie między studiem a mieszkaniem rapera. Co wymowne, najlepsze numery raper nagrywa IRONICZNIE, posługując się przy tym ironią tak subtelnie, jakby dopiero sprawdził, co to słowo znaczy.

To akurat zabawne, że najlepszy na płycie jest "Ten bit jak Mobb Deep (199x)", jechany pod grobowe pianino, trochę po staremu i cukrowany pop w "Keptn'" (fajny, dojrzały, osobisty tekst - to się udało, za to oczko więcej) czy "Było warto". Może dlatego, że to też rozwiązania znane na wylot - retrorapy były grzane jeszcze na płycie "Esende Mylffon", a potem na powrotowym Warszafskim Deszczu, w "Nie banglasz", na Potwierdzonym Info, a słodkie numery z radiowymi refrenami Tede nagrywał z Natalią Kukulską, Moniką Urlik, Natalią Lesz, Setą, Agi Figurską... I zapewne nagra znowu.

Sprawdź tekst utworu "Ten bit jak Mobb Deep" w serwisie Teksciory.pl!

Uprzedzam, że ta płyta jest wyłącznie dla cierpliwych fanów Tedego i Micha. Nabywcom powinno się sprawdzać dowód - i ostrzegać ich, jeśli go mają. Tede jest tak młodzieżowy i tak na czasie, że brakuje tylko Hirka Wrony na featuringu. A tak na poważnie: Chcesz świeżych bitów? No to SoDrumatic, Deemz, Grrracz, Lanek, Wrotas. Chcesz świeżych nawijek? Gedz, Sarius, Kuban, Żabson, Sitek. Naprawdę jest w czym wybierać, bo to tylko pierwsze propozycje, jakie przychodzą na myśl.

Na pokład tego kapitana - przepraszam, Keptn'a - nie wsiadaj bez spadochronu. Zabrakło decydentów, którzy zabroniliby tej płycie opuścić przestrzeń NWJ. Dlatego dyskografii Tedego przydarzył się ten Smoleńsk. Na własne życzenie, bo jeżeli możemy mówić o zamachu, to tylko na resztki gustu i naiwności hiphopowego słuchacza.

Tede "Keptn'", Wielkie Joł

4/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tede | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy