Recenzja Soniamiki "Federico": Optymizm, lekkość i syntezator
"Ona lubi jego płyty, on lubi jej kolczyki" śpiewała jeszcze kilka lat temu Soniamiki w swoim jedynym do tej pory przeboju "Lemoniada", a wokalistce wtórowała w tym cała Polska. Słuchając "Federico" jasnym wydaje się, że szturm na media będzie tym razem jeszcze bardziej owocny.
Z historią albumów wydanych przez Zosię Mikucką - wokalistkę znaną jako Soniamiki - sprawa jest niezwykle ciekawa. Swój debiutancki album "7 p.m" zaśpiewany w połowie po angielsku, w połowie po polsku wydała w niemieckim labelu Moanin. Drugi album "SNMK" został wypuszczony przez label Qulturap, kojarzony przede wszystkim z... alternatywnym, brudnym hip hopem. Swoją drogą ta pozycja Soniamiki to ostatni krążek wypuszczony przez tę oficynę, pomimo pozytywnie zaskakujących wyników sprzedaży, wynikających z zupełnie niespodziewanego sukcesu singla "Lemoniada".
Kluby i sale zapełniały się bez większych problemów, mimo faktu, że pozostała część materiału nie była tak przebojowa. Na szczęście to wystarczyło, aby po upadku Qulturapu pomocną rękę do artystki wyciągnął Warner, który został wydawcą najnowszego krążka Soniamiki "Federico". I miejmy już nadzieję, że to koniec wydawniczych zawirowań Zosi, bo bez wątpienia nagrała swój najlepszy do tej pory album.
Przede wszystkim "Federico" to zdecydowanie równiejszy materiał aniżeli "SNMK" i "7 p.m.". To co mogło irytować w poprzednich pozycjach wokalistki to jednowymiarowość znacznej części kompozycji, zaskakująco surowe płaskie brzmienie w jednym utworach i przekombinowanie w innych, aż w końcu monotonia, która ostatecznie wkradła w materiał. A tu proszę: Soniamiki wyciągnęła wnioski z odbioru "SNMK", dzięki czemu wprowadziła do swojej twórczości mnóstwo poprawek.
Kompozycje Zosi Mikuckiej są teraz zdecydowanie bardziej przestrzenne i lepiej zaaranżowane, nawet jeżeli zaskakują minimalizmem w kwestii użytych środków (zazwyczaj strukturę utworów można rozłożyć wyłącznie na partie syntezatora, basu i perkusji oraz wokalną). Co więcej, to właśnie "Lemoniada" wydaje się być punktem wyjścia dla nowego materiału, przez co otrzymujemy zbiór przebojowych, popowych utworów z elektroniczną podbudową. Można doszukiwać się tu nut Grimes (pachnące latami 80. "Złote życie"), Lany Del Rey (mgliste "Good Dogs" czy tropikalna "Havana"), posmaki polskiego alt-popu w stylu Julii Marcell czy Brodki, ale to po prostu styl Soniamiki.
Singel "Fantazi" zdążyliście już pewnie poznać - electropopowy, nieskomplikowany numer zarażający swoim optymistycznym, swobodnym klimatem, przyjemną pulsacją oraz doskonałym refrenem. Podobnie jest zresztą w bardziej stonowanym "Parents", z którego wersy "W domu nucisz piosenkę/o tym, że lubisz świat/Ja się uczę od ciebie/ja się uczę od lat" będą tkwiły w głowie pewnie jeszcze długo po przesłuchaniu albumu.
Kiedy w "Złotym życiu" artystka cieszy się swoim szczęśliwym związkiem, wszelkie wyznania miłości pozbawione są skomplikowanych słów, a przy tym sprawiają wrażenie zupełnie naturalnych. Mamy tu do czynienia z potrzebnym powiewem świeżości w czasach, gdy utwory miłosne kojarzą się powszechnie z napompowaniem i pretensjonalnością. I to właśnie pokazuje siłę Soniamiki: umiejętność tworzenia lekkich, niezobowiązujących oraz przebojowych piosenek, których odczytanie nie sprawi nikomu żadnych problemów.
Całe szczęście, że "Federico" nie jest kolejną z tych płyt, których niedoróbki próbuje się usprawiedliwić optymistycznym wydźwiękiem. To krążek pozytywny, który ma szanse podbić serca słuchaczy jeszcze bardziej niż "SNMK". Tu potencjalnych hitów na poziomie "Lemoniady" jest o wiele więcej, z tym, że nawet nie o to chodzi. "Federico" jest po prostu świetnym materiałem, który nie popełnia błędów poprzednich produkcji Soniamiki i stanowi kolejny ważny etap na drodze artystycznego rozwoju wokalistki.
Soniamiki, "Federico", Warner Music Poland
8/10