Recenzja Run The Jewels "Run the Jewels 2": Morderstwo, maniactwo, melodia
Run The Jewels karmią głodnych wyrazistej muzyki tak dobrze jak mało kto. Tyle że ludzkim mięsem.
Nawijający producent El-P i raper pełną gębą Killer Mike nagrali ze sobą trzecią płytę, po raz drugi korzystając z szyldu Run The Jewels. Jeszcze dziesięć lat temu mało kto by w takie połączenie uwierzył. Bo oto spotyka się wielkomiejski, szorstki a zarazem bohemiarski, Nowy Jork z rozpasaną, rozbujaną Atlantą. Okazało się, że zagrało idealnie.
To, co było introwertycznym eksperymentem podziwianym w niedoświetlonych pokojach, nabrało rumieńców i siły dzięki tłustemu żarciu oraz wizytach w klubach striptizu. Z kolei stylowe, południowe bumelanctwo otrzymało lekcję ogłady, słowo z nośnika szpanu awansowało do roli broni ciężkiej. Zeszłoroczna ofensywa Run the Jewels była jedną z lepszych rzecz, jaka mogła zdarzyć się hip hopowi. Z bezkompromisowych wersów ukręcono bicz na branżę, tak by ta pojęczała z bólu zamiast tylko postękiwać z samozadowolenia wśród brzęku biżuterii. W bitach była zaś przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. "Poprzedni album to voodoo / udowodniliśmy, że jesteśmy k****sko brutalni" - przyznał Killer Mike. Jak jest tym razem?
To kolejna arogancka, nagrana z pozycji siły płyta i kolejny strzał w sam środek tarczy. Mike dysponuje miażdżącą pewnością siebie, rapując ze swobodą właściwą południu, ale precyzją rodem ze wschodniego wybrzeża. "Pasja 2paca, głębia Nasa gdzieś z roku 1993 / wymieszaj umysły Brada Jordana i Chucka D a uzyskasz mój / nawijam z dykcją Malcolma - albo powiedzmy - Buna B" - przedstawia się bez cienia skromności, w innym miejscu dodając jeszcze, że jest połączeniem MJG i Weathermen. Na tyle celnie, że człowiek obawia się, iż pozostawi bez pracy nie tylko emce, ale również dziennikarzy.
Co zaś z jego towarzyszem? Nigdy nie był za mikrofonem lepszy. Coraz trudniej złapać El-P na deklamowaniu, za to w "Lie, Cheat, Steal" przyspiesza już na przykład koncertowo. "Kicia stała się lwem" - zarzeka się. Cóż, w zakresie komunikatywności, dobitności przekazu na pewno. Wciąż też słychać właściwą wielu białym raperom chęć rapowania rzeczy skrajnych. "Żyję, by pluć ci na grób , treścią mojej egzystencji jest hańbienie twojej" - przyzna El Producto, dodając, że powinien być dentystą, bo jego sztuka wyraża się przez ból, bądź sugerując niechętnemu mu odbiorcy, by pobiegał nago i tyłem przez pole pełne penisów. Słuchacz bywa skonsternowany. Halo, on naprawdę to nawinął?
Niewiarygodna - niewiarygodnie dobra - jest też warstwa producencka. To brud i dyskomfort hojnie podlany buzującym basem, natarczywe sample, dirty south w służbie awangardy, spotkanie rapu lat 80. z produkcją z kosmosu, zaszczepiona wcześniejszą o niemal dwie dekady psychodelią i industrialem. Takie Public Enemy XXI wieku, a może nawet coś ponad to - trzeba usłyszeć, jak dziwnie plemienne jest "All Due Respect" z dbającym o perkusyjne zamieszanie Travisem Barkerem, posmakować fuzji trip hopu i trapu w "Crown", sprawdzić późnobitelsowski (wrażliwych przepraszam za skojarzenie, samo przypełzło) refren i klawisze w "Early", niesamowite, fascynująco rozjeżdżające się z bitem pianino w "Angel Duster". "Morderczo-maniakalna, melodyjna muzyka" - rymują Run The Jewels, i słusznie, bo to wszystko magnetyczne, zaskakująco chwytliwe, mądrze opatrzone żywymi instrumentami.
Płyty słucha się znakomicie. Kiedy wydaje się, że agresywna, impertynencka konwencja zaczyna już nieco męczyć, RTJ umieją zaskoczyć. Na przykład "Close Your Eyes (And Count To Fuck) jest "książką kucharską anarchisty" z Zackiem De La Rocha powracającym w chwale, by poprowadzić przez Gotham. Albo wspominanym "Early", ze świetnie zarysowaną sceną spotkania z policją - w powietrzu czuć tu ten strach o rodzinę. A "Love Again"? O takim rozumieniu tego, co dzieje się między mężczyzną a kobietą, Fronda mogłaby ostrzegać przez cały rok, podczas gdy smakosze rapu zdecydują się na powrót do przywoływanego tym utworem Akinyele. Kto przegapi, temu będzie podwójnie łyso, bo album w wersji cyfrowej rozdawany jest za darmo (wystarczy podać maila na stronie runthejewels.net, więc nie ma wymówki finansowej), a przede wszystkim dlatego, że na naszych oczach tworzy się historia muzyki miejskiej. I nie tylko.
Run the Jewels "Run the Jewels 2", wyd. Mass Appeal
9/10