Recenzja Piotr Bukartyk "Kup sobie psa": Jak mądry gada, to zawsze warto posłuchać
Paweł Waliński
Pies Bukartyka lubi ponoć słuchać, jak Bukartyk mu gra. Ja też lubię.
Na początek ustalmy jedno. Jeśli mierzi was poezja śpiewana, Kraina Łagodności, przeglądy piosenki aktorskiej i tym podobne klimaty, przestańcie czytać tę recenzję, a nową płytę Bukartyka zignorujcie. Jeśli pamiętacie go tylko jako autora sowizdrzalskiego "Każdy ma prawo do orgazmu", albo jeśli rozpoetyzowane granie jest wam bliskie, zdecydowanie powinniście się nad nowym Bukartykiem pochylić. Bo jest nad czym i nad kim. Przynajmniej jeśli chodzi o teksty.
"Kup sobie psa" startuje tytułową sambą, która nie o psie de facto traktuje, ale o emocjach dzień po tym, jak się wypaliły. W tekście każdy zapewne, kto zdążył rozpocząć trzeci (lub dalszy) krzyżyk, znajdzie siebie. Znalezisko będzie to ciut gorzkie. Podobnie "Coś jakby kolęda" - studium zmęczenia korporacyjną codziennością - cieplejsze niż krytyki tego zjawiska, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. "Serca na patyku" to z kolei uniwersalne prawdy o immanentnej dla wielu kobiet postawy wobec ciastek. To znaczy "i mieć, i zjeść". Wszystko to zamknięte w motywie przypominającym "Minnie the Moocher" Caba Callowaya, czyli numer z wykrzyknięciem "Hary hary hary ho", który kojarzycie pewnie z "Blues Brothers". Fajny drive ma country'owe "Dokładnie ten sam smak". Potem cios, bo Bukartyk w "Piasku ziarenkach" odwołuje się do najgorszego muzycznego gatunku na świecie, czyli reggae. To też najbardziej błahy tekst na całej płycie. "Reszta dla pana" to znów gorycz wylana na rozwarstwienie społeczne, która muzycznie przenosi nas w niespieszne jazzowe rejony kina noir.
Dużo na albumie wersów prostych, ale prawdziwych i celnych, jak "Na twarz pracuje się latami (...) wprawnego oka nie okłamie najlepszy zabieg czy kosmetyk". I mimo muzycznej wielobarwności, to jednak (to przecież żadne zaskoczenie) teksty niosą tę płytę, bo poza nimi jest jednak dosyć monotonna. Gdyby nie one, "Kup sobie psa" prędzej byłoby zbiorem szkiców, niż konkretnych, wykończonych piosenek. Pozostaje też problem samego Bukartyka, którego nosowy wokal - dla mnie prywatnie - zawsze był kompletnie niestrawny. Ale pal sześć wokal - jeśli mądry facet gada mądre rzeczy, to warto wysłuchać. Problem może tylko taki, że niekoniecznie chciałoby się go słuchać kilkakrotnie. Ale czy to nie przyrodzony wręcz problem takiej muzyki? Z odstępstwem od reguły zarezerwowanym tylko dla największych, jak wczesny Cohen, Dylan i tak dalej. Za oknem śnieg i ponuro. Bukartyk też mało wesoły. Kawa wystygła i trzeba zrobić nową. Właśnie na maila przyszedł rachunek za telefon. Wszystko się zgadza.
Piotr Bukartyk "Kup sobie psa", Mystic
6/10