Recenzja Neil Young "Peace Trial": Analogowa szorstkość
Kamil Downarowicz
Neil Young, 71-letni wiecznie zbuntowany artysta, wymykając się przez dziesięciolecia ścisłym ramom gatunkowym i oczekiwaniom fanów, zyskał sobie status niepokornej supergwiazdy muzyki alternatywnej. Właśnie wraca z 37. studyjnym albumem, w którym krytykując obecną sytuację polityczno-społeczną w USA, przy okazji przypomina całemu współczesnemu zachodniemu światu o najważniejszych wartościach humanistycznych.
Zbyt punkowy dla hipisów, zbyt tradycyjny dla awangardzistów, zbyt łzawy dla rockersów. Young zawsze starał się znajdować swoją własną niszę i z niej kierować muzyczne przesłanie o wolnym świecie, w którym ludzie koegzystują ze sobą w sposób pokojowy, realizując w pełni swój duchowy potencjał.
Ten zaciekły krytyk konsumpcjonizmu, komercji oraz militaryzmu jest także zaangażowanym obrońcą różnorakich grup społecznych i etnicznych, którym dzieje się krzywda. Nic zatem dziwnego, że kiedy w Stanach Zjednoczonych wybuchł niedawno konflikt pomiędzy Indianami a pewną prywatną firmą, która współpracując z władzami, ma zamiar przeprowadzić przez święte tereny rdzennych mieszkańców Ameryki rurociąg Dakota Access, Young postanowił wesprzeć w walce czerwonoskórych braci i siostry.
Zamknął się na cztery dni w studiu, pozapraszał do współpracy znajomych muzyków i w ekspresowym tempie wydał album "Peace Trial", na który trafił poświęcony opisanej sytuacji utwór "Indian Givers". Jest to klasyczny protest song oparty o akustyczne pudło, suchą perkusję, wyrazistą melodię i emocjonalny, polityczny tekst, brzmiący zupełnie jakby został nagrany w latach 60. I to właśnie w tej analogowej szorstkości tkwi największa siła zarówno tego kawałka, jak i całej płyty.
Kiedy w "Texas Rangers" przy asyście wygrywającej zadziorne pojedyncze dźwięki gitary dostaje się w kość policjantom z Teksasu, mamy ochotę tylko przyklasnąć. Wrzaskliwa i skrzecząca harmonijka ustna w "Terrorist Suicide Hang Gliders" podkreśla dramatyczny przekaz Younga o ksenofobii i zamykaniu się społeczeństwa amerykańskiego w nacjonalistycznej bańce.
Podobnie gorzkich tematów znajdziemy tutaj więcej. Zagrany prostymi chwytami "John Oaks" to historia zastrzelonego przez policję aktywisty, rockowy "Peace Trial" ponownie odnosi się do Indian i rewolty, a w "My New Robot" Kanadyjczyk naigrawa się z internetu i nowych technologii.
Kiedy na OFF Festivalu w 2015 roku Patti Smith wyciągnęła do góry gitarę i wskazując na nią krzyknęła "this is the weapon of my generation", można było mieć wrażenie, że opowiada o jakimś dawnym świecie, w którym muzyka miała tak wielką moc, że mogła zmieniać i kształtować rzeczywistość. Dzisiaj ciężko sobie to wyobrazić.
Tym bardziej cieszy, że są jeszcze tacy artyści, jak Neil Young, trwający wciąż na polu walki o lepsze jutro. Nawet jeśli nie zmienią oni sposobu życia całych społeczeństw, to chociaż otworzą oczy poszczególnym ludziom, którzy zdecydują się przejść na jasną stronę mocy i działać w jej imieniu. "Peace Trial" to surowy, szczery i cucący z samozadowolenia album. Album, który koniecznie trzeba poznać.
Neil Young "Peace Trial", Warner Music Polska
8/10