Recenzja Małpa "Blur": Tajemnica spowiedzi

Trzecia płyta rapera Małpy będzie leżeć na wątrobie. Choć przemyślana i dobrze wyprodukowana, a do tego zawstydzająco osobista, to pokazuje, że zbyt duża dawka prostoty i patosu umie wyłączyć empatię.

Małpa na okładce "Blur"
Małpa na okładce "Blur" 

Zadziwiający samych twórców sukces "Kilku numerów o czymś", undergroundowego debiutu Małpy z 2009 roku, to w większej mierze rapowanie na bitach zaprzyjaźnionych The Returners. Ale kiedy torunianin zameldował się na jednej z kompilacji wrocławskiego duetu producenckiego White House, bez wątpienia zaiskrzyło. "Jak mam żyć" to był świetny numer, nic więc dziwnego, że raper doczekał się jeszcze jednego zaproszenia, a sam sięgnął po kawałek WH przy okazji drugiego, okrytego platyną krążka "Mówi" (dopiero 2016!).

Za "Blurem" stoi połowa "Białego Domu" - Magiera. Aktualnie przeżywa drugą artystyczną młodość, choć niesprawiedliwością było by mu wytknąć moment producenckiej słabości, gdyż takiego nie miał. Po prostu działał mniej, teraz zaś znowu jest wszechobecny. I bardzo dobrze. Zwłaszcza, że chemia między muzyką i słowem to duża zaleta krążka. Od "Wisły skutej lodem" panowie jadą z tym emo-słuchowiskiem razem. Nie trzeba długo czekać na wersy kalibru "czuję się samotny wśród tłumu, bo obcy nie są w stanie zrozumieć swojego bólu". Wokale w tle pływają w dźwiękowych przestrzeniach, senne chórki ocieplają zimny podkład. Bębny hamują, by zerwać się breakbeatem, numer jest opatrzony filmowym outro. Jak w tych młodopolskich powieściach, gdzie otoczenie (natura, pogoda) oddaje stan duszy bohatera.

Wzorcowe pod względem nakręcania dramaturgii jest "Wszystko, o czym śnię". Jest w tym numerze impet, dążenie do dropu, który jednak nie następuje od razu, bo Magiera zagęszcza i nie rozładowuje, wręcz rozmywa. Potrzebuje 150 sekund, żeby spuścić bomby bębnów i by słuchacz mógł się przekonać, że raper rzeczywiście rzuca kamienie nie landrynki. Generalnie zbyt łatwo narzekać, że sporo podkładów na "Blurze" brzmi jakby od razu rozpisywano je z myślą o wykonaniu w filharmoniach, z udziałem orkiestry symfonicznej. Ale w modlitewnym "W środku nocy" to się akurat sprawdza. Udała się ta stylizacja, gospodarz rzeczywiście w studio brzmi jak w konfesjonale, a wersy "Amen, ani razu nie skłamałem / przed mikrofonem stoję jak przed Panem" wybrzmiewają najmocniej na albumie.

Problemem płyty jest niestety bilans, to, że Małpa wpada w stupor, pogrążą się w depresyjnym klimacie, w żalu po stracie, a kiedy próbuje z niego wyjść, jest już to na za późno. To błąd w kompozycji, bo materiał jeszcze nie sprawia wrażenia różnorodnego, już za to jest niespójny. Kiedy po "O krok", "Wszystko o czym śnię", "Zanim zaczął się czas" i "W środku nocy" wjeżdżają w końcu "Neofici", z boombapowymi, ciężkimi bębnami, jazzowym dęciakiem i Miodem prezentującym jak młodszy brat Gurala, to utwór - naprawdę dobry - wydaje się zupełnie niestosowny. Tak samo jest z "Pustymi Słowami", w których Magiera wykręcił jadowity synth, dodał reggae’owy skank i żywo brzmiący bas, a Małpa szarżuje: "nie dociera, to zmień rapera, wiem, że spławił cię już W.E.N.A.". Największą wadą utworu jest to, że wchodzi po neurotycznym, rozlewającym się "Budzę się".

Kompozycja to jedno, ostatecznie w dobie streamingów można sobie płytę bez problemu "przemeblować". Niczego nie da się jednak zrobić z radykalnym  uproszczeniem formy - raper obrał bardzo surowy styl, na granicy przejętej, dobitnej deklamacji. To już nie są lata, kiedy wypominałoby się nawijaczom czasowniki i częstochowskie rymy, zasadniczo wolno wszystko, byle efekt końcowy angażował. Można zrozumieć chęć stuprocentowej komunikacji z odbiorcą, jak najbardziej czytelnego przedstawienia świata swoich emocji - po to stajesz przed mikrofonem, żeby ktoś cię zrozumiał, mógł coś z tego wynieść, utożsamić się. Ale autor "Blura" mówi o rzeczach, które trudno wyjaśnić nawet prozą, za pomocą liryki, w której słuchacz może przewidzieć końcówki wersów zanim te jeszcze padną (kości/miłości, władza/przeszkadza, stary/pary) . Czy dzięki temu wywody brzmią jaśniej? Zapewne. Ale dużo mniej poważnie, czasem niestety wręcz infantylnie.

Powstał nieprzyjemny paradoks - artysta, który dopieszcza teksty długo, umie skonstruować przemyślane sentencje zapadające w człowieka na miesiące (na przykład "Raz ogranicza mnie to czego nie wiem / Raz pcha do przodu to, że niczego nie jestem pewien" z porywającego singla z Sariusem), gra słowem na poziomie improwizacji sprzed lat, oddając zwykle rolę pierwszego piszącego gościom - Rasowi czy Bownikowi. I nie jest to Wielka Improwizacja, mimo że Małpa z Magierą wspólnie zdecydowali się pójść pod rękę z patosem i bywa teatralnie. Choć obyło się bez dziadowania, Soplica i Pan Tadeusz wydają się czasem niezbędnym dodatkiem, by w pełni zanurzyć się ten świat. Kaca mamy jeszcze w trakcie słuchania.

Małpa "Blur", Proximite

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas