Recenzja Kukiz "Zakazane piosenki": Frajda dla skinheada

Paweł Waliński

Kto nie pamięta - Paweł Kukiz to taki prawicowy publicysta-celebryta. Który ongiś był muzykiem. Dziś znów wydaje płytę. Bardziej publicystyczną, niż muzyczną.

Okładka albumu "Zakazane piosenki" Pawła Kukiza
Okładka albumu "Zakazane piosenki" Pawła Kukiza 

To będzie dziwna recenzja i - jak zwykle mam zwyczaj zaglądać do komentarzy pod swoimi recenzjami - tu na pewno nie zajrzę. Bo wieszczę, że będzie lał się jad, zapanują polityczne przepychanki i tak dalej. Dziwna recenzja, bo słucham i nie za wiele muzyki tu znajduję. Album startuje numerem "Dnia czwartego czerwca", czyli piosenką z czasów okupacji z tekstem przerobionym, by był zjadliwą krytyką Okrągłego Stołu. Potem staroświeckie ska w "Nastolatku". Tekst znów o sprzedawczykach, towarzyszach, linii partii. "Kundelek Antka Policmajstra" to z kolei typowy alko-punk z cytatem z Bonda.

"KGMO" brzmi jak - nie przymierzając - XIII Stoleti, czyli maks naiwności brzmieniowej i nagrywka w piwnicy rodziców. Tekst ponownie polityczny. Na szczęście refren fajny - jak na tego typu muzykę. Da się wyhuczeć. To plus prawicowe teksty oznacza, że przeciętny skinhead byłby zadowolony. Nieźle brzmi też "Wasz wódz", bo to znów bezkompromisowe hardcore'owe łojenie. Ładnie brzmi "Samokrytyka (dla Michnika)" zdobna w fajny motyw na dęciakach. I tak przez cały album. Prosto, głupawo, czasem z fajnym refrenem, zdarzy się też reggae'owe "Trzeba to zagłuszyć". Muzyka to brzmiąca (minus nowoczesna produkcja), jak z połowy lat 90. W czym niczego złego teoretycznie by nie było, gdyby nie fakt, że kompletnie nie ma tu żadnej wartości dodanej, jest za to bezrefleksyjnie małpowanie samego siebie sprzed lat. Jest płasko, słabo i nudno. Pamiętajcie, że ziewając, wypada zakrywać usta.

Premierze płyty towarzyszy kontrowersja. Otóż byli koledzy Kukiza, to jest te Piersi, które pod wodzą grubego nagrywają obecnie disco polo, zarejestrowały nazwę. Spór prawny zadziałał na niekorzyść Kukiza i z okładek trzeba było zdjąć słowo "piersi". Żenujące to w szczególności, że dotyczy dwóch obozów, które muzycznie nie mają kompletnie nic do zaoferowania. Rzekłbym, że należałoby im postawić basen i nalać kisiel, ale bałbym się, że Asanov postanowi walczyć bez koszulki.

Wracając jednak do "Zakazanych piosenek"... Rozumiem, że punk jest od kontestowania, jak nos jest od kichania. A że skrajna prawica, która chciałaby wywrócić obecny porządek, opuszczać UE, zabrać "Bolkowi" Nobla i w ogóle - jest w opozycji... Ale - na dziewięć piekieł - nie udawajmy, że mamy znowu czasy sprzed 1989 roku i że na organa współczesnej polskiej władzy trzeba iść z koktajlem Mołotowa i pieśnią na ustach. Mnie osobiście jest przykro, że muzyk, który kiedyś nagrał takie cudo, jak czerwona płyta Aya RL dziś kompletnie nie interesuje się muzyką i jest zwyczajnie pożytecznym idiotą antysalonu. Oceny nie będzie, bo na płycie w sumie nie ma muzyki. A nawet jeśli trochę jest, to w roli tak służebnej, że prawie się jej nie zauważa. Politykę i ideologię natomiast niech każdy rozważa we własnym sumieniu. Mnie nic do tego. Podobnie jak do faktu, że Kukiz za swoje życiowe błędy i niepowodzenia wini fantomowych wrogów, system, politykę i tak dalej.

Kukiz "Zakazane piosenki", Sony Music Polska

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas