Recenzja Kamasi Washington "Heaven and Earth": To nie album, to epopeja

Jak brzmią niebo i ziemia według Kamasiego Washingtona? Oczywiście kontrastowo, reprezentują bowiem dwa zupełnie inne aspekty egzystencji człowieka. Na tym dualizmie Washington oparł swój najnowszy album.

Kamasi Washington na okładce "Heaven and Earth"
Kamasi Washington na okładce "Heaven and Earth" 

Kamasi Washington zaserwował swój drugi długogrający album razem z kluczem do interpretacji. "Heaven and Earth" jest bowiem dwuczęściową opowieścią, rozłożoną na dwie płyty - niebo i ziemię. Jeśli dobrze rozumiem wyjaśnienia muzyka, obecne w materiałach prasowych, część ziemska to świat zewnętrzny, ten, który artysta obserwuje. Zaś część niebiańska zawiera to, co w środku. Część ekstrawertyczna i introwertyczna. Obserwacja i kontemplacja. Niby wszystko jasne. Jak to się ma do muzyki?

Ano tak, że płyta nr 1, ta przyziemna, to w sporej mierze gonitwa, agresywne brzmienia, szarpane, urywane dźwięki. Jak świat, który otacza autora, pełen jest hałasu i chaosu. Reprezentantem są tu takie numery, jak "Fists of Fury" ze świetnym, potężnym chórem i ciekawą orkiestracją.

Płyta nr 2, ta niebiańska, przynosi po niej ukojenie. Jest spokojniejsza, o wiele bardziej stonowana i rozmarzona. Jeden z moich ulubionych fragmentów - "Street Fighter Mas" - zawiera charakterystyczną dla stylu Kamasiego basową solówkę, przepełniając utwór funkiem.

Druga część to również więcej finezyjnych saksofonowych solówek. Jak na przykład w "Journey", sunącym powoli i leniwie jazzowym kawałku. Albo w epickim "Show us the Way" z monumentalnym chórem. Washington flirtuje nie tylko z jazzem czy r&b, ale także z muzyką symfoniczną, rozpisując swoje kompozycje na duże bandy.

"Heaven and Earth" to nie album, to epopeja. Formalnie wykształcony muzyczne Washington robi, co chce z zakurzonymi zasadami teorii muzyki. Jazz w jego wykonaniu czerpie, ile może z tradycji innych gatunków, w tym muzyki afroamerykańskiej. Pełno tu życia, energii, basów, szalonej perkusji i radości. Tej najczystszej, którą daje obcowanie z muzyką.

Kamasi Washington "Heaven and Earth", Sonic

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas