Recenzja Kaliber 44 "Ułamek tarcia": Wróćmy do czasów...

Krzysztof Nowak

"Ułamek tarcia" powracającej w okrojonym składzie grupy Kaliber 44 przypomina nam, że dobry rap nie zawsze musi być wynikiem cudów na kiju. Czasem wystarczą talent, pasja, otwarta głowa i szacunek do czasów niesłusznie minionych.

"Ułamek tarcia" grupy Kaliber 44 powinien trafić do podsumowań roku
"Ułamek tarcia" grupy Kaliber 44 powinien trafić do podsumowań roku 

16 lat - tyle, w zaokrągleniu, minęło od premiery poprzedniej płyty katowickiego Kalibra 44. Polska scena rapowa zmieniła się przez ten czas nie do poznania. Chłopcy, którym w 2000 roku mamy pakowały kanapki do szkoły, dziś nagrywają i podpisują kontrakty z najważniejszymi wytwórniami w kraju, a ich odbiorcy klasyczne albumy albo znają z opowiadań, albo też poznają z oczywistym opóźnieniem, często słuchając ich bez odpowiedniego kontekstu. Gdy mowa o "Ułamku tarcia", kontekst staje się słowem-kluczem - bo jest to materiał świadomie odwołujący się do tego, co było, ale w przystępnej i wciągającej formie.

Chciałoby się powiedzieć, że takich już nie robią, ale nie jest to prawdą. W polskim krajobrazie raperskim mamy przecież boombapowców, którzy stawiają na dobrze brzmiącą linię i huczący bit, a także gości takich jak Jot, którzy nigdzie się nie spieszą i na wszystko mają czas. Wspólnym mianownikiem staje się brak zadęcia i nawijanie na tematy przyziemne, nad którymi młodszym nie chce się pochylać. Kiedy słucha się nowego Kalibra, refleksje galopują pod czaszką. Po krótkim, upalonym "Intro" przychodzi "Fresh" - tematycznie niezaskakujący, za to z chórkiem na początku, dAbem wchodzącym na bit z niemalże reggaeowym zacięciem, nonszalanckim Joką i stylowym okiełznywaniem wersów przez obu panów.

Spod tekstów przebijają naturalność i zmysł muzyczny, które są deficytowe u młodszych kolegów. Rodzi się pytanie, czy aby nie zapędziliśmy się w obsesji komplikowania kawałków i fasadowości. Nawijacze z najpóźniejszych (jak na razie) roczników zjadają słownik, wrzucają trudny wyraz w tytuł i strzelają kolejnymi frazami, które dałoby się ująć w prostych słowach, a tłum tańczy i śpiewa, choć każda kolejna partia śmierdzi potem i egzaltacją. A K44? Tu nic nie jest wymuszone, więc rodzeństwo może sobie pozwolić na wiele. Obśmiewanie razem z Grubsonem klubowych selekcji w "Towarzystwie", podane z biglem. "Kung Fu" na patencie i z Rahimem w najlepszej formie w karierze (!). Wolne skojarzenia w "Historii" ze złożeniami takimi jak chociażby "dżentelmenele". Lekkość i puenta w utworze "CzerKaptur". Nie zapominajmy też o pojawiających się autofollow-up'ach. Dobrze zaznajomieni z dyskografią słuchacze będą ukontentowani.

Po tym, jak DJ Feel-X został dyscyplinarnie usunięty z Kalibra, całością produkcji zajął się Abradab. Bez cienia wątpliwości - był to bardzo dobry pomysł. Chociaż w bitach słychać inspiracje czarnymi dźwiękami, nowojorskim klimatem czy też elektroniką, poszczególne utwory wymykają się jednoznacznej klasyfikacji. Mamy do czynienia z muzyką, której vibe się czuje albo nie. Ja czuję i doceniam brzmiące żywo instrumentarium, narastające i rwące się sample oraz skakanie po klimatach. Doceniam tym bardziej że podkłady stanowią dla raperów spore wyzwanie, ponieważ ich rytmika nie daje flow taryfy ulgowej. Budujące, że znajdujący się tyle lat poza obiegiem Joka radzi sobie z nimi jak należy.

Jeśli na polską scenę mają powracać kolejne, znane z przeszłości składy, to właśnie w takim stylu. W "Ułamku tarcia" widzę kandydata do pierwszej dziesiątki w branżowych podsumowaniach roku. Nie na pierwszym miejscu, ale nie szkodzi - ci dwaj nie muszą się już z nikim ścigać.

Kaliber 44 "Ułamek tarcia", Mystic

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas