Recenzja ​Jessie Ware "Glasshouse": Rozważna i romantyczna

Nie znajdziemy na "Glasshouse" tego nerwu, którym urzekła nas "Devotion", debiutancka płyta Jessie Ware - w tym kawałki takie jak "Wildest Moments", "Runing" czy "Night Light". Znajdziemy za to wiele innych, subtelnych, kobiecych i dojrzałych momentów, które skutecznie przyciągają ucho do trzeciego albumu brytyjskiego wokalistki.

Ware zrozumiała, że warto zrzucić trochę zbędnych dodatków na rzecz prostych, rzetelnych środków
Ware zrozumiała, że warto zrzucić trochę zbędnych dodatków na rzecz prostych, rzetelnych środków 

Różnice pomiędzy brzmieniem piosenek Jessie Ware z okresu debiutu a tym aktualnym tkwią nie tylko na poziomie aranżacji czy produkcji. Brytyjka współpracowała z wieloma muzykami i tym razem lista płac nowego albumu jest długa - przy "Glasshouse" wspomagali ją między innymi Benny Blanco, Cashmere Cat czy Andrew Wansel. Co wspólne dla tych wszystkich kompozycji, daje się wychwycić już przy pierwszym odsłuchu. Bowiem "Glasshouse" to materiał dojrzały i przemyślany, pozbawiony niepotrzebnych zdobników, których nie brakowało na pierwszych dwóch albumach artystki. O ile na debiucie zachwyciła naturalnym talentem i kobiecością, tak tutaj imponuje doświadczeniem i świadomością własnych umiejętności.

Ware zrozumiała, że warto zrzucić trochę zbędnych dodatków na rzecz prostych, rzetelnych środków. Innym elementem odrzuconym przez Ware są tropy kierujące do r&b, tego u niej coraz mniej już od poprzedniej płyty. "Glasshouse" opiera się na solidnych popowo-soulowych podstawach, z przewagą tych pierwszych. Artystka pokusiła się też o nieco rozdmuchane kompozycje, jak choćby "Alone". Jednak o wiele bardziej lubię ją w tych kameralnych formach, takich jak "Selfish Love", w delikatnym klimacie bossa novy. W takich momentach szczególnie słychać zmianę, która zaszła w sposobie śpiewania Ware - coraz mniej siłuje się z własnym głosem, udowadniając przy każdej możliwej okazji swoje możliwości. Zamiast tego z rozwagą dawkuje środki wyrazu. Zresztą, podobnie brzmi najnowsza płyta. Ware spokorniała i wyhamowała, a "Glasshouse" jest tego doskonałym efektem, przemyślanym i dojrzałym. Wcale nie słychać, że powstawał w pośpiechu, tuż przed narodzinami dziecka artystki.

Jessie Ware, "Glasshouse", Universal Music Polska

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas