Recenzja Jamiroquai "Automaton": Jay Kay na autopilocie
Iśka Marchwica
Jamiroquai jest marką od 25 lat. Nieprzerwanie. Nie ma się co z tym kłócić - tak po prostu jest. Obok US3, Stereo MC's czy Thievery Corporation, Jamiroquai to zespół na wskroś acidjazzowy, z genialnym wyczuciem funku i disco. Jay Kay wyskoczył w swoim kapeluszu na scenę , sprytnie łącząc uwielbiane w latach 90. brzmienia i tak mu zostało do dziś. Ta sama scena, te same brzmienia, ta sama - nieco już starsza... - publiczność, te same tricki. Damy się nabrać?
Acid jazz i zespoły wymienione powyżej to moi absolutni ulubieńcy. Chętnie wracam zarówno do "Connected" Stereo MC's, jak "Travelling Without Moving" Jamiroquai. Miłość do funkowego chłopca o doskonałych ruchach tanecznych i fantazyjnych nakryciach głowy nigdy jednak nie przysłoniła mi jego muzyki. Bo Jay Kay - cóż - od lat nagrywa to samo. "Cosmic Girl" i parę innych hitów ustawiło chłopaka na długi czas. Teraz zdaje się, muzyk stara się odnaleźć "to coś", co zadecydowało o wybuchu kariery ponad 20 lat temu. Singel "Automaton" był bardzo dobrym tropem, tylko chyba zabrakło odwagi na podążanie nim.
Tytułowe "Automaton" leciutko ociera się o kicz, uciekając sprytnie disco-przesyceniu. Mamy jednak wrażenie, że Jamiroquai z klasą i dowcipem, a przy okazji z arsenałem dźwięków trochę niewygodnych przenoszą nas w szalone eksperymenty przełomu lat 80. i 90. Wszystko wyjaśnia się przy wpadającym w ucho i odprężającym refrenie. Krótko mówiąc - idealny singel, z futurystycznym teledyskiem, który zwiastował wielki powrót Jamiroquai po siedmiu latach.
"Cloud 9" pokazało nam z kolei, że na nowej płycie znajdziemy też zgrabne, melodyjne funk-balladki. Z klasterami blach, z klarownym rytmem i tempem idealnym do bujania - drugi singel płyty nastroił nas pozytywnie i wzbudził melancholię. Bo "Cloud 9" to taki Jamiroquai, jakiego lubimy. Ba! Wręcz kochamy! Jamiroquai sprzed lat, który niczym nie straszy, za to czaruje ruchem bioderka.
"Automaton" w całości balansuje między takim nowym Jamiroquai, nieznanym, kombinującym i szukającym, a tym sprzed lat. Ciężko puścić się starych przyzwyczajeń i sprawdzonych tricków - a szkoda, bo oparte jedynie na basie i perkusji "We Can Do It", nieco niepokojące i ograniczone brzmieniowo, przykuwa ucho słuchacza. Podobnie, jak "Nights in the Jungle" z rapowanymi wstawkami i świetnymi partiami falsetowymi Jay Kaya.
W większości jednak, "Automaton" to piosenki przewidywalne, utrzymane w jednym tempie, charakterze i skrojone na konkretną publiczność. "Summer Girl", "Vitamin" czy otwierające album "Shake it on" to moim zdaniem odcinanie kuponów od popularności. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby kilkoma utworami, Jamiroquai nie udowodnili, że stać ich na więcej.
A tak dostajemy płytę dla miłośników Jamiroquai, którzy wielbią każdą nutę, która wypryśnie spod jego roztańczonych stóp. To też materiał dla tych, którzy z acid jazzem i funkiem dopiero zaczynają się zaznajamiać - nowe utwory, tchnące klimatem lat 90. a śpiewane przez przystojnego i charyzmatycznego wokalistę na pewno wzbudzą zainteresowanie i będą królować na retro-dyskotekach i wakacyjnych plażach. Ci jednak, którzy od Jay Kaya wymagają czegoś więcej, srogo się zawiodą. I wrócą do "Cosmic Girl".
Jamiroquai "Automaton", Magic Records
6/10