Recenzja GrubSon "Gatunek L": Muzyka plus size

GrubSon wraz ze sztabem współpracowników złapał w końcu za ogon wszystkie sroki, które dziobały go w talent. "Gatunek L" to zwycięstwo. Tak imponująco artystycznie dojrzał w tym roku tylko Jarecki.

GrubSon na okładce płyty "Gatunek L"
GrubSon na okładce płyty "Gatunek L" 

GrubSon był już wcześniej artystą godnym szacunku ze względu na warsztatową sprawność - zbyteczne było pytanie kto jest najszybszy w mieście, jeżeli on akurat do niego zawitał, coraz rzadsze, etosowe podejście do muzyki i pozytywny przekaz w czasach, kiedy jasnym staje się, że dobro wydaje się płytkie i nieatrakcyjne, a najlepiej sprzedaje nienawiść, frustracja, ból i gimnazjalny cynizm.

A jednak poprzedni "Holizm" był albumem poniżej oczekiwań. Po jego wysłuchaniu pytałem: "Czy aby GrubSon jest zdolny do nagrania spójnego, wyrazistego albumu? Czy aby na pewno wie po co mu ten eklektyzm, żywe instrumenty z wcinającymi się dęciakami, goście z innych muzycznych bajek, elektroniczny sznyt, mnóstwo aluzji i ukłonów? Czy te kompozycje i teksty naprawdę tego potrzebują?". I stało się. "Gatunek L" przynosi odpowiedź na każde z tych pytań. Proszę państwa, mamy płytę. Wciąż trochę za długą, lepiej by jej zrobiło parę numerów mniej (zdałoby się skubnąć końcówkę) a przynajmniej skrócenie w kilku kompozycjach puchnących outro, ale jednak płytę - zespoloną na poziomie koncepcji, realizacji, swobodnie sobie fluktuującą.

Pierwszych pięć numerów pokazuje pazur - to, że gospodarz ma pogodę ducha, nie znaczy, że ugotował sobie na wolnym ogniu nabiał na miękko. Czuć ciężar bębna, szarpanie basowych strun, wzbierające synthy, chłostę skreczu. "Menu" ma nieco klubowego testosteronu, elektronika szturmuje do wrót. "Front" to duszność trapu zderzona z rockowymi wokalami niosącymi, mocne oskarżycielskie wersy takie jak: "liczy się tylko dobro jednostki / nigdy dobro ogółu / nic mądrego w głowie / za to wszystko w ch**u". "Cwany Lis", zbrojny w przesterowane gitary i staroszkolne perkusje, to już całkiem osobista irytacja z jasnym przesłaniem od autora: "won od mojej twierdzy".

Wraz ze "Złotym klimatem" płyta się rozjazzowuje, kto spodziewał, że perkusja trochę mniej podudni i postuka, a trochę bardziej połoskocze, więcej przestrzeni dostaną instrumenty dęte czy perliste klawisze, ten miał rację. Ten klimat będzie się przeplatał z funkiem -  "Supa'High Music" ma w sobie coś Dam-Funkowego, a "Rudeboy Stance", z dobrze dysponowanym Promoe z Looptroopów, temperatury mógłby pozazdrościć Mark Ronson.

Rozczarowani będą fani dancehallu - soundsystemowego, nawijającego na wyścigi i epatującego wokalną manierą GrubSona tu właściwie nie ma i szczerze mówiąc dobrze.  Usatysfakcjonowani - i trochę zawstydzeni - mogą być za to fani hip hopu. Podczas gdy ich idole są zajęci emulowaniem Skepty, Lil Uzi Verta i Migosów, "Gruby" bardzo ładnie pożegnał Phife Dawga z A Tribe Called Quest.

Dawno nie słyszałem tak porywającej sekwencji cutów jak w "Złotym środku"; tak przyjaznego bboyom (i bgirls) numeru jak wspomniany "Rudeboy Stance". "Nie ten lot", choć w założeniu zapewne o wiele bardziej uniwersalny, sięga po alegorię w stylu Łony by znakomicie oddać klimat wszechobecnej na mediach społecznościowych, rapowej wojny klasyków z romantykami (czy może raczej w tym wypadku: zacietrzewionych z ignorantami). No i prześliczne są te smutne dęciaki na koniec.

Jestem pełen podziwu, że brzmieniowo udało się ogarnąć ten galimatias. To niemal cud, bo producenci są różni (DJ BRK, SoDrumatic, OER oraz GrubSon), a i płyta raz ma ciągotki, żeby brzmieć analogowo, jak soul-rock z lat 70., ale też, żeby kiedy trzeba było dość potężnie, klarownie i nisko, żeby słuchacz współczesnego amerykańskiego rapu mlasnął z uznaniem, a w razie co z klubu nikt nie wyszedł.

Fragment koncertu Grubsona podczas Przysanku WoodstockWOŚP

Sample, mnóstwo żywych instrumentów, synthy, bębny grane i programowane, przejścia, chórki, basy do podkręcania, dziesiątki aranżacyjnych smaczków pozostawianych dla najczujniejszych słuchaczy... To jest mega i chyba tylko odpowiedzialny za miks i master Eprom mógł to udźwignąć.

"Gatunek L" to jest eklektyzm z sercem, z głową i z uchem na posterunku. To jest zaangażowanie bez łopatologii, wchodzenia na katedrę i dziadowania. To pasja z pełnym profesjonalizmem. To się nazywa artystycznie dojrzeć. Tak trzeba nagrywać. Od tej pory jakby ktokolwiek miał do GrubSona jakieś ale, to się z nim nie dyskutuje tylko wysyła mu link do tej płyty.

GrubSon "Gatunek L", Supa'High Music / Wydawnictwo Agora

9/10

Co planuje Grubson?INTERIA.PL

Grubson na Przystanku Woodstock 2016

Zobacz zdjęcia z koncertu Grubsona na Dużej Scenie Przystanku Woodstock 2016.WOŚP
Kończący piątkowe (15 lipca) występy Grubson zebrał zdecydowanie najliczniejszą publiczność.WOŚP
Grubsonowi towarzyszył koncertowy zespół Sanepid Band.WOŚP
Grubson w akcji.WOŚP
Muzycy rozpoczęli koncert w swoich "uniformach" - fartuchach, jak na członków Sanepidu przystało.WOŚP
Grubson odebrał Złotego Bączka za występ na Małej Scenie na Przystanku Woodstock 2015.WOŚP
W tle ogromne młyńskie koło.WOŚP
Marcelina była jednym z kilku gości Grubsona.WOŚP
Marcelina gościnnie zaśpiewała z Grubsonem w przeboju "Jedna z planet".WOŚP
Skok Marceliny na ponton "pływający" na rękach uczestników.WOŚP
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas