Recenzja Gang Albanii "Ciężki gnój": Disco ponad wszystko
Krzysztof Nowak
Gang Albanii jest taki sam jak na swoim premierowym wydawnictwie - nadal serwuje słuchaczom humor spod budki z piwem i muzykę z okolic Manieczek. Tyle że na "Ciężkim gnoju" potrafi, raz lepiej, raz gorzej, sparodiować sam siebie. Innych plusów nie stwierdzono.
Czy to nam się podoba, czy nie, Gang Albanii osiągnął sukces, który sobie zaplanował. Dzieciaki piją sygnowane marką tercetu energy drinki, koncerty odbywają się zarówno w szanowanych klubach, jak i składach węgla i papy, a sowite przelewy lądują na kontach członków, także dzięki zdobyciu potrójnej platyny za pierwszy album. W takich okolicznościach pojawia się drugi krążek Popka, Borixona i Rozbójnika Alibaby - "Ciężki gnój". Jaki jest? Przede wszystkim przewidywalny, ale też umiejący raz na jakiś czas pośmiać się z konwencji, w której się realizuje.
W kawałku "Lecimy na koncert" pojawia się deklaracja: "chcemy humor Wam poprawić w szarej Polsce". Jeśli patrzeć całościowo - nie poprawiają. To w 90% ten sam Gang, który raczył słuchaczy opowieściami budzącymi zniesmaczenie, modulacjami głosu, przy których cierpiały uszy, a także hitowymi refrenami, przy których nawet kategoria "guilty pleasure" wydawała się etykietką na wyrost. Jest jednak 10%, które nieco odczarowuje ten nadal zły (ale już mniej) materiał.
Delikatną zmianę jakościową przynoszą nawijki Borixona, który jako jedyny wypada tu na całkiem błyskotliwego gościa. Jasne, to nie solowe, szczególnie ostatnie projekty z konkretną liryką na wyspiarskich bitach, raczej mocno zakrapiane, meliniarskie wersy, ale w takim towarzystwie dobre i to. W powodującym odruchy wymiotne, przesłodzonym otwieraczu "Kocham cię robaczku" linijki o chęci sforsowania drzwi quadem po pijaku i przyjęciu w garażu "włady samary" przynoszą nadzieję, że całość nie będzie katastrofą, a to już coś.
Te kilka poskładanych słów - jak już wspominałem - dawało nadzieję, ale już drugi numer jest jak twardy plaskacz przyjęty na twarz za zbytnią wiarę w możliwość zmiany jakościowej. Zmiany nie ma, parodia to tylko iskierka. Wersy Boryga nadal przebijają te Popkowe, ale z rzadka błyszczą. Zaczyna się festiwal żenującego retard rapu i trwa w najlepsze aż do końca albumu. "Albańskie kakao" może śmiało startować w wyścigu na najobrzydliwszy utwór w historii rodzimego rapu, więc linii przytaczać nie będę - a nuż ktoś coś je.
"Riki tiki" igra z konwencją "Halabard" WWO, ale trąci taką tępotą, że lepiej, by w ogóle nie powstało, choćby z szacunku dla warszawskiej grupy. "Tiri Tiri" cofa się za to bez nawet odrobiny wyczucia do Bloodhound Gangu i jego "The Bad Touch". A wszystko to na bitach Rozbójnika z "Królów życia" w wersji 2.0 - jeszcze mniej ukrywających, że disco ponad wszystko, jeszcze hojniej podlanych niezliczonymi clapami i cyknięciami. Siląc się na żarcik na tym wyjątkowo pogrzebie, powiem, że jeśli bity Robertowi robi ghostproducer, to tym razem widać, że chłop się dorobił. Posłuchajcie "Napadu na burdel" i zróbcie salut dla Aviciiego.
Albańczycy wrośli już w krajobraz naszej sceny, a powrót do kraju Popka zwiastuje, że to przedsięwzięcie kabaretowo-biznesowe nie zostanie tak szybko zaniechane. Pozostaje mi życzyć sobie i Wam, by następny krążek mógł dostać coś więcej niż 3/10.
Gang Albanii "Ciężki gnój", Step Records
3/10
Uwaga! Utwór zawiera treści o charakterze wulgarnym: