Recenzja Fever Ray "Plunge": Muzyczny manifest
Karin Dreijer, znana z duetu The Knife, wraca po ośmiu latach przerwy do swojego solowego projektu i zrywa wszelkie kajdany: prowokuje, zadaje pytania, stawia odważne tezy i intryguje. Całe szczęście, nie zapomina w tym o muzyce, ale pozostaje pytanie: na jak długo?
Wspominacie jeszcze z sentymentem czasy, gdy Karin z The Knife była gwarantem electro-popowej przebojowości lub - wręcz przeciwnie - niespotykanej intymności i nastrojowości? W takim razie na "Plunge" nie macie czego szukać. To jedna z tych płyt, która nie bierze żadnych jeńców. Można obwinić za to wyrazistą podbudowę ideologiczną, która sprawia, że dla części płyty muzyczne obudowanie może zdawać zaledwie formą przekazania treści. Na szczęście, póki co, tylko pozornie, ale nie ukrywajmy: "Plunge" to manifest. Niejednokrotnie wulgarny, ostentacyjnie kipiący seksualnością, ale będący wiadomością celowaną prosto w słuchacza.
Najbardziej dosadnie słychać to w "This Country", prowadzonym industrialnymi przeszkadzajkami stowarzyszonymi z syntezatorami w duchu Kraftwerk. Numer widocznie odwołujący się do współczesnych Stanów Zjednoczonych, zakończony jest powtarzanym jak mantra "Ten kraj sprawia, że trudniej mi się p...ć", poprzedzanym przez manifestacyjne "Wolna aborcja i czysta woda!".
Pojawiające się politykowanie oraz marzenia o nieskrępowanym seksie, w którym płeć jest tylko konstruktem społecznym, łatwo zasłania wyłaniające się z drugiej strony pragnienie miłości. Między każdą afirmacją - wydawałoby się - hedonizmu popadającego w libertynizm, pojawia się "Chcę cię kochać, ale to wcale nie jest takie proste". Ta dwubiegunowość może być nieznośna dla tradycjonalistów, szczególnie tych, którym daleko do feminizmu i genderyzmu. Ale czy nie pokazuje też w pewnym sensie kompleksowości człowieka? Różnych wymiarów życiowości?
Niepowstrzymane pożądanie wcale nie oznacza braku potrzeby oparcia, życiowego konstansu, co najtrafniej opisuje "Mustn't Hurry", gdzie po wyrażeniu potrzeby posiadania "bestii do wykarmienia/do lizania moich palców" pojawia się przecież "Mam swoje dzieci/Swoją własną rodzinę/Coś, na czym mogę polegać".
Album daje do myślenia, ale co zyskujemy od strony muzycznej? To, co może rozczarować wielu fanów debiutu Fever Ray to fakt, że stanowi bardziej kontynuację ostatniego krążka nieistniejącego już The Knife aniżeli poprzedniego solowego albumu Karin - zresztą, doskonale to słychać po warstwie tekstowej. W związku z tym mniej tu melancholijnych, rozmarzonych melodii, a więcej stawiania na eksperymenty i rytm. Przez takie podejście dostajemy płytę zaskakująco ascetyczną.
Takie "Wanna Sip" to głównie tremolowy dron w tle i rzucone nań bębny z automatu perkusyjnego. "Falling" oparte jest na dźwiękach przesterowanych syntezatorów, a elementy melodii prowadzone są tylko poprzez wokal. Poczęstowane słodko-naiwnym wokalem "IDK About You" czerpie pod kątem rytmiki całymi garściami z afrykańskiego bębnienia, łamiąc przy okazji nogi i karki słuchaczom. "To the Moon and Back" to zabawa arpeggiami z analogowych syntezatorów na podkręconym tempie. Jeżeli gdzieś już zbliżamy się do starszych dokonań Karin to zdecydowanie w "Red Trails", napędzanym przez perfekcyjne, pachnące wręcz fiordami, partie smyczków.
Jeżeli spróbowalibyśmy wpisać "Plunge" w jakąś kategorię, najłatwiej byłoby ten krążek określić jako electropopowy punk. W swojej szufladce to album zaskakująco surowy w odbiorze, a dosadność treści, połączona z wokalami Karin niejednokrotnie przybierającymi bardziej krzykliwą formę, sprawiają, że buntowniczość przybiera tu jeszcze bardziej na znaczeniu.
Jasne, ktoś może oskarżyć aktualną inkarnację Fever Ray jako projekt nazbyt artystowski - taką muzyczną odmianę sztuki współczesnej, która jeszcze stara się przemawiać w ramach tradycyjnej formuły, ale ma się wrażenie, że wkrótce będzie jej w tej szatach bardzo nieswojo. Nie będę ukrywał: trochę się tego obawiam, bo w tej chwili wyważenie jest jeszcze odpowiednie, lecz przyszłość trudno przewidzieć.
Fever Ray "Plunge", Mystic Production
7/10