Recenzja Eldo "PSI": Cierpienia niemłodego Wertera

Co z tym Eldo? Rapowy poeta na straży wartości i jakości słowa? A może egzaltowany nudziarz, którego czas dawno minął? Nie pytaj o Niego, bo ta płyta nie daje na to pytanie odpowiedzi.

Okładka płyty "PSI" Eldo
Okładka płyty "PSI" Eldo 

Od ilu już lat jest to walka z wiatrakami? Próba powrotu do przeszłości, po której pamiątki znikają bądź tracą znaczenie na naszych oczach i która nigdy już nie wróci? "Romantyzm tak jak w książkach / od trosk secesja / w duszy żyje Młoda Polska" - rymuje Eldo, w swoim pokoleniu chyba już ostatni rapowy romantyk. Owszem, jest w nim trochę z wydziału polonistyki, trochę z Coelho, a trochę z muzeum (m.in. Miasta Stołecznego Warszawa), ale jeszcze się nie wypalił i nie najadł, ogień w nim płonie, nadal jest głodny. I nadal ma posłuch, bo nie tylko gra na tęsknocie za prawdziwymi poetami, szacunkiem do słowa i pisaniem po prostu ładnym ("Włóczykij"), ale też ma charyzmę, umie rzucić z werwą "Idealnie, wprost doskonale, wszyscy na mnie, po kolei wszystkich rozwalę" wykorzystując tempo i podkreślając pazur bitu sprawnie przedrzeźniającego akordeon wykorzystanym syntezatorem ("A to pech").

W zalewie mniej lub bardziej lirycznego rozczulania się nad sobą stać go na pełen dystansu wers "Mam kota i depresję od sześciu lat #Kaczyński", a pewien warsztatowy - powiedzmy to grzecznie - konserwatyzm jest stawiany pod znakiem zapytania, gdy manipuluje tempem nawijki w "Zostań". Dużo tu zręcznych aluzji do starego rapu, czasem się wydaje że w świecie gospodarza Siergiej Bubka wciąż skacze o tyczce przez poprzeczkę, ale wtedy trafiamy na przykład na linijkę "Tak to działa, czuję piękno - włącza się sensor / Zjadłem zęby na marzeniach #DustinHenderson". Czyli gdzieś między Poświatowską a Nałkowską znalazło się jednak miejsce na "Stranger Things". Bo Eldo może być niedzisiejszy, ale dobrze wie co się dzieje. Ze swoją słabością do bitów żeniących delikatność i ulotność z twardą perkusją czy okołotriphopowych poszukiwań, do dużych słów takich jak dusza, absolut, logos, do "izmów" wszelakich, jest sobą, jest spójny, jest godzien szacunku.

To powyżej to jedna wersja historii. Druga jest taka, że to nie wiem już która (i czy liczyć z tymi zespołu Grammatik) płyta, na której Eldo gapi się w szybę i wiatr wkrada mu się przez okno. I na której posiłkuje się producentami usiłującymi uzyskać klimat, który kiedyś stworzył samplami Noon. A kiedy od tego odbija - jak np. w "Chciałbym umieć" z rozlewającym się, czasem migoczącym syntezatorem i rozsypanymi hi-hatami - nudzi śmiertelnie. Zresztą jakiej sobie raper muzyki nie dobierze, to i tak ją "zeldoczy", zepchnie na drugi plan, zagada na amen.

Z "Folkloru w opuszczonym mieście" z reggae'owym skankiem, fajnie wykorzystanymi pogłosami, zrobi na przykład rapową piosenkę aktorską. "PSI" może być dla jednych płytą godną szacunku, ale drudzy sięgną po okładkę, zobaczą jak "linia estetów" łączy się z "linią spełnionych marzeń", przeczytają o "wizytach po ciemnej stronie księżyca", zaś potem, słuchając już, "pod niebem miasta poetów" dostaną w łeb jakąś turboegzaltowaną apostrofą w rodzaju "prowadź mnie werblu w ciszę poranka" i długo nie przestaną rechotać. I to wcale nie będzie znaczyć, że nie są wrażliwi, tylko, że Eldoka dokumentnie ukisił się we własnym sosie, i trzeba go odcedzić, bo w dobie raperów w rodzaju Bisza, przesuwających ballady, hymny i hity poziom wyżej (i warsztatowo, i jeśli chodzi o liczbę znaczeń) jest niestrawny i niepotrzebny.

Prawda - swoją drogą jedno z tych słów, którym recenzent rapowy nigdy nie powinien szafować - jest pewno gdzieś po środku między afirmującą, pierwszą częścią tekstu, a negacją z drugiej jego połowy. Inna sprawa, że były czasy, kiedy Eldo nie pozostawiał wątpliwości. Ale z drugiej strony, to, że nagrywa płyty, po których nadal chce się podyskutować, choćby wewnętrznie? Kolejny dualizm. Może więc warto sięgnąć po album i coś z nim przeżyć? Na wszelki wypadek wcześniej się wyśpijcie.

Eldo "PSI", My Music

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas