Recenzja Drake "Views": Ciepły pokój z widokiem na nudę
Krzysztof Nowak
Nowy studyjny album kanadyjskiego rapera Drake'a to grzanie kolejny raz tych samych tematów, co przy okazji poprzednich wydawnictw. I choć "Views" ma wszystko na swoim miejscu, to nie będzie zbyt dużym nietaktem solidne ziewnięcie po odsłuchu.
W zeszłym roku recenzowałem na łamach Interii wydany znienacka materiał "If You're Reading This It's Too Late". Tekst zakończyłem następująco: "Bardzo prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym 'Views From The 6', zapowiedziane na ten rok, pojawi się na rynku za sprawą labelu OVO Sound, zapoczątkowując tym samym kolejny etap w życiu i karierze Drake'a. Jedno wiemy na pewno: Kanadyjczyk nie mógł znaleźć lepszego momentu". Po dwunastu miesiącach wiemy już, że zmiany faktycznie zaszły, ale nie takie, jakich należało się spodziewać.
Przede wszystkim całkowite zerwanie z wytwórnią Cash Money nieco się rozmyło i trudno oprzeć się wrażeniu, że część energii z Drake'a zwyczajnie uleciała wraz z nagraniem "IYRTITL". Tamta ciężka do wydawniczego zaklasyfikowania płyta była kąśliwa i brzmiała tak, jakby wszelkie rynkowe konwenanse miała w czterech literach. Wiadomo - jeśli jesteś artystą tego formatu, to wychodząc z niesatysfakcjonującego impresariatu, nie naciskasz grzecznie klamki, przepraszając, że żyjesz, tylko wyważasz drzwi z buta i demonstrujesz siłę. Wspomniany raper sobie pokrzyczał, potupał nóżką, a potem spotulniał.
"Views" to ogrywanie starych, przemielonych już patentów. Jasne, są one dobre i doceniane przez fanów jak świat długi i szeroki, ale gospodarz ślepo na nich polega, ogrywając je w sposób wyjątkowo niezjadliwy. Wszelkie problemy, które porusza nowy krążek, zostały już wnikliwie omówione na poprzednich wydawnictwach, a obserwacje i refleksje nie różnią się od tych, które słyszeliśmy lata wstecz. Jeśli ktoś się z tym utożsamia, to chyba tylko dlatego, że nie miał (bez ironii!) przyjemności posłuchać poprzednich krążków kanadyjskiego artysty. Słowem: ładnie opakowana i zarapowana nuda, która mogłaby nie ujrzeć światła dziennego, bo i straty by nie było.
W niewiele mniejszym stopniu zawodzi warstwa muzyczna, która podobnie jak liryka została stworzona w cieplarnianych warunkach, z narzuconym prikazem: "nie psuj, skoro dawniej żarło". Pojawiające się tu i ówdzie piski i trzaski, rzadkie orkiestracje, jednostkowe przytłumienia to wyłącznie ciekawostki. Jest schludnie, zachowawczo i bez szaleństw, co zresztą musiało się wydatnie przełożyć na tak dużą sprzedaż albumu. Dość powiedzieć, że już oszczędność przy jednoczesnym nakładaniu faktur w "Redemption" brzmi jak wyjście poza ramy. Najmocniejszymi punktami zostają więc te kawałki, które są nie tylko przyjemnymi radiówkami, ale mają w sobie jakiekolwiek pokłady kreatywności. Mowa o "One Dance" (ciekawy rytm), "Too Good" z Rihanną (głęboki bas) i oczywiście "Hotline Bling", które jest w ogóle jednym z lepszych singli zeszłego roku.
"Views" będzie mogło śmiało stawać w wyścigu o tytuł rozczarowania roku w amerykańskim rapie. Nie ma jednak tego złego, w końcu rekordy sprzedażowe też robią robotę. Jak mawia młodzież: hajs się zgadza. A przy tak udelikatnionym i przewidywalnym krążku o innym sukcesie nie mogło być mowy.
Drake "Views", OVO/Young Money/Universal 6/10
Zobacz klip do singla "Hotline Bling":