Recenzja Donatan/Cleo "Hiper/Chimera": Dowód profesjonalizmu
Kuriozalny, sztuczny, oderwany od rzeczywistości - taki wydawał się główny nurt polskiej muzyki rozrywkowej. Donatan z Cleo przywracają mu normalność i podnoszą poprzeczkę.
Kto nie wychyli się poza maselnicę, nie przestanie patrzeć w głęboki dekolt i będzie jak dziecko prowokowanym wywiadami, w których grubiaństwo przeplata się z pozorowaną wszechwiedzą, ten nigdy nie raczy zauważyć, co umie Donatan i Cleo. Z tym pierwszym sprawa jest właściwie jasna, wystarczy zapoznać się z przekrojem tego, co Don zrobił dla hiphopowców, przypomnieć sobie, na czyich płytach się wybijał, żeby wiedzieć, że to producencki talent na miarę Sir Micha, Matheo czy SoDrumatica. Cleo - pomimo udziału w konkursu Eurowizji, albo właśnie z jego powodu - ma trudniej, dlatego "Hiper/Chimerę" zaczyna mocno, z pozycji siły, żeby lud wiedział: tu się śpiewa, nie udaje.
Co istotne, wbrew temu, co sugerować może otoczka bądź okładka, krążek jest bezobciachowy. Wokalistka robi ze swoim głosem takie rzeczy, jakby nie chciała mizdrzyć się do słuchającego jednym uchem, statystycznego Kowalskiego, a zależało jej na odbiorcach Tatiany Okupnik czy nawet Pauliny Przybysz. W tych bardziej uczuciowych numerach udaje się wykrzesać emocje, poziom egzaltacji w lirycznych tekstach utrzymuje się w normie, zwłaszcza tej popowej. Nawet na takim grząskim, populistycznym gruncie, na jaki zapędza się w "Papierowym ładzie", gdzie przemawia w imieniu całego społeczeństwa, udaje się jej ustać. Żadnych zbrodni na języku polskim nie stwierdzono, jak widać można obyć się bez "pocałunków lekkiej pianki", "pomarańczy w pustej szklance", chęci "eksajtowania się" i błysku w oczach znikającego "jak w lodówce światło".
Roboty Donatana również słucha się z ulgą - wreszcie w głównym nurcie znalazł się ktoś, kto w pełni umie poradzić sobie z basem, stopą, werblem, hi-hatem; na tyle orientuje się w tym, co się dzieje na świecie, żeby na luzie sobie do tego nawiązywać, nadrabiać zaległości sięgające początków Timbalanda, próbować przygotować przy tym coś choć trochę swojego.
Proszę posłuchać kawałka tytułowego z odzywającymi się, 8-bitowymi sentymentami i całą złożonością bębnów. Albo "Sztormu" z majestatycznymi smykami, dobrze dobranymi perkusjonaliami, ładnego numeru umiejącego otrząsnąć się z trapiącej nasz pop estetyki nadmiaru. "Cicha woda" łączy gitarę elektryczną z EDM-owymi naleciałościami. "B.I.T", w którym Waldemar Kasta pozwala sobie na to, by robić z flow więcej niż ma w zwyczaju, wyciąga lekcję z dubstepu. Dzieje się dużo, ale nie za dużo, przy tym zawsze profesjonalnie. Cieszę się, że coś takiego trafia - nomen omen - pod strzechy.
Swoją drogą szkoda, że całej tej słowiańszczyzny nie udało się wypchnąć na jedną, wydaną jeszcze przed "Chimerą" epkę, bo nie służy płycie. Cleo, wychowana na czarnej muzyce dziewczyna z Ursynowa, nie może wytrzymać porównania z całą plejadą folkowych i okołofolkowych wokalistek, w takim repertuarze brakuje jej patentów, obycia, warsztatu. Donatan prześlizgnął się przez to co ludowe z neofickim zapałem, nie przepracował wykorzystywanych tam rozwiązań, stawiając partię akorodenu nad np. transową energię oberka. Jak mogło wyjść co innego niż wulgarna cepelia XXI wieku posługująca się frazesem i stereotypem, zawsze idąca na skróty, przez co błyskawicznie wyczerpująca swoją formułę? Podobny problem wychodzi zresztą przy utworach z Bednarkiem, gościem przy tak szeroko adresowanej płycie koniecznym (swobodne Enej i dobrze wypadający Miuosh to kolejne, niemal oczywiste wybory), ale wykorzystanym w 50 proc. Niby wszystko jest OK, jednak słychać brak zrozumienia muzyki, z której Kamil wychodzi.
Ogólny bilans jest jednak zdecydowanie na plus. Nie mam nic przeciwko temu, żeby Donatan i Cleo na tej płycie dobrze zarobili, choć wydaje mi się, że mało obyty odbiorca wystraszy się części tych aranżacji, a melodie, jak na popowe realia, zbyt szybko wypadają z ucha . Funkujący "Tłusty czarny kot" czy ciesząca ucho dobrym groove'em "Winylova" daje bowiem znać, jaki album mogłaby nagrać ta dwójka, gdyby nie miał zweryfikować ich rynek, gdyby nagrywali wyłącznie dla przyjemności. Nie mam tu wcale na myśli wyłącznie kierunkowania się na przeszłość, bo mamy całkiem ciekawe czasy, sprzyjające eksperymentom na styku elektroniki i r'n'b. Czas pewnie rozwieje te mrzonki, niemniej na razie chcę się łudzić, że ten solidny produkt może być punktem wyjścia do czegoś więcej.
Donatan/Cleo "Hiper/Chimera", wyd. Urban Rec
7/10