Recenzja Dawid Podsiadło "Małomiasteczkowy": Poza konkurencją
Tomek Doksa
Możecie go nazywać "polskim Edem Sheeranem", nawet "młodym Małyszem", ale żadne etykiety i porównania nie są mu potrzebne. Jedyne czego Dawidowi naprawdę trzeba, to jeszcze więcej takich piosenek jak te na jego trzeciej płycie.
Mówili na mieście, że raz mu się udało, bo miał to szczęście, że trafił pod skrzydła Bogdana Kondrackiego, prawdziwego czarodzieja wśród producentów, który miał pomysł na Dawida i przekuł go w świetny debiut "Comfort and Happiness". Drugi raz też wyszedł zwycięsko, bo na albumie "Annoyance and Disappointment" powtórzył patent pt. zdolny wokalista plus wzięty producent nagrał płytę rozwijającą pomysły z debiutu.
Ale trzeci cios w wykonaniu tego młodego (dziś ledwie 25-letniego) chłopaka to już żadne szczęście, żadne powielanie patentów, a dowód, że miejsce, w którym znajduje się dziś na polskiej scenie, to żaden przypadek, ani tym bardziej zasługa dobrego PR-u.
Jedni mogą go nazywać "polskim Edem Sheeranem", drudzy mogą widzieć w nim nawet "młodego Adama Małysza" (serio - cytat pochodzi z komentarzy pod nowym klipem Dawidem, bo ten jest taki "górnolotny"), ale żadne etykiety i porównania nie są mu do niczego potrzebne. Jedyne czego Dawidowi naprawdę trzeba, to jeszcze więcej takich piosenek jak te na jego trzeciej płycie.
Może nawet śpiewać tak, że nie sposób go zrozumieć (fenomenalne intro w postaci "Cantate Tutti" - mam nadzieję, że rozwinie się w wersji koncertowej), może też bawić się w polirytmię, falsety - za każdym razem punktuje na "Małomiasteczkowym" jak wytrawny gracz, nagrywając zdecydowanie najlepszy materiał w swojej dotychczasowej karierze.
Ktoś powie - ot, ładne ma piosenki. Mainstream, jakiego pełno w radiu. Tak? To ja bardzo poproszę namiary na to radio. Dobry, przebojowy pop jeszcze kilka lat temu nagrywały u nas tylko dziewczyny. Była Brodka, pojawiła się Natalia Nykiel, ale wszystkie one muszą dzisiaj z zazdrością patrzeć, jak ich kolega po fachu wyprzedaje koncerty na halowej trasie i nagrywa płytę, z którą na scenie pop ucieka całej konkurencji. I to na nieosiągalny w tej chwili dla innych dystans.
"Dawid, co twoim zdaniem będzie bardziej zaskakujące w twojej osi kariery - czy to, że zrobisz bardziej alternatywną płytę i będziesz próbował dostać się na OFF Festival, czy to, że pójdziesz jeszcze bardziej w mainstream i jeszcze bardziej w popularne piosenki?" - opowiadał mi, nad czym się zastanawiali z producentem, Bartkiem Dziedzicem, w studiu. I bardzo dobrze, że wybrali ten drugi kierunek, bo na "Małomiasteczkowym" słychać, że to Dawida świat idealny. Że dobrze mu się pisze piosenki po polsku (nareszcie wszystkie!), że taneczne ("Dżins"), a nawet hiphopowo bujające rytmy ("Co mówimy?") to środowisko, w którym najszerzej rozkłada skrzydła i udaje mu się też latać najwyżej.
Na tyle nawet, że jedyna uwaga, jaka nasuwa się podczas dziesiątego już odsłuchu płyty to ta, że jedno spokojniejsze "Nie kłam" wystarczyłoby na "Małomiasteczkowym" zupełnie - "Lis", mimo że to bardzo urokliwy utwór, wrzucony zaraz po singlowym kilerze "Nie ma fal", trochę usypia czujność. No i mimo nieudanych związków, samotności, stresu i melancholii w tekstach piosenek, wyszła jednak Dawidowi płyta bardzo rozrywkowa - utrzymana w dobrym tempie, przebojowa i przede wszystkim zupełnie nie "małomiasteczkowa". To jest świat, tyle że po polsku.
Dawid Podsiadło "Małomiasteczkowy", Sony Music Poland
8/10
Dawid Podsiadło na Open'er Festival 2018
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***