Reklama

Recenzja Darkthrone "Arctic Thunder": Środkowy palec black metalu

Jako miejsce nagrań - stara sadyba The Bomb Shelter, w której Norwegowie z Darkthrone odbywali próby na samym początku; na okładce "Arctic Thunder" dawno niespotykane zdjęcie w oldskulowym stylu (ognisko nocą z jednej z wypraw Fenriza w leśne ostępy), w końcu krążące pogłoski o powrocie w bliżej niesprecyzowanie rejony black metalu sprzed lat. Czy poza niezdrowym podnieceniem wyniknęło z tego coś jeszcze?

Jako miejsce nagrań - stara sadyba The Bomb Shelter, w której Norwegowie z Darkthrone odbywali próby na samym początku; na okładce "Arctic Thunder" dawno niespotykane zdjęcie w oldskulowym stylu (ognisko nocą z jednej z wypraw Fenriza w leśne ostępy), w końcu krążące pogłoski o powrocie w bliżej niesprecyzowanie rejony black metalu sprzed lat. Czy poza niezdrowym podnieceniem wyniknęło z tego coś jeszcze?
Darkthrone wraca do lasu /

Ujawniony niespełna miesiąc przed premierą, otwierający albumu numer "Tundra Leech" wzbudził słuszne skądinąd nadzieje wśród tych, którzy od dobrych 10 lat liczyli na powrót kultowego norweskiego duetu (choćby i częściowy) do grania mającego swe źródła w tzw. drugiej fali black metalu.

Crustpunkowe gruzowisko, sztubackie zaśpiewy i tyleż autentyczne w postawie co pastiszowe w formie podejście do heavy / speed metalu z lat 80. obecne jeszcze na poprzedniej płycie "The Underground Resistance" (2013 r.) ustąpiły miejsca zdecydowanie bardziej blackmetalowej atmosferze. W "Tundra Leech" tę nawiedzoną, oldskulową i zmienną w tempie aurę wydobywaną z ciężkiego riffu na wzór Hellhammer / Celtic Frost (a sięgając głębiej - Pentagram i Black Sabbath) słychać nad wyraz dobrze.

Reklama

Z podobnie posępnym klimatem spotkamy się w stosownie zatytułowany "Throw Me Through The Marshes", w którym obecny na całym dystansie, bagiennie ociężały doom metal przywodzi na myśl najposępniejsze dokonania Cathedral, Candlemass czy Saint Vitus. Nie inaczej brzmi druga część "Inbred Vermin", której iście funeralny pochód miażdży ostatecznie wszelkie speed / heavymetalowe patatajce.

Największą ozdobą "Arctic Thunder" jest jednak bez wątpienia utwór tytułowy. Napędzająca go melodia i niedorzecznie wręcz chwytliwy riff, niczym bodźce w odruch Pawłowa, wywołują w człowieku przemożną, automatyczną chęć machania czerepem, na miarę tej, która stymuluje do ruchu w co bardziej black'n'rollowych przebłyskach Satyricon. Jeśli ktoś uzna tę kompozycję za najbardziej chwytliwy numer w dorobku Darkthrone - nie będę protestować. Na koncertach, do których niestety nigdy nie dojdzie, byłby to murowany klasyk.

Złowieszcza atmosfera powraca jak bumerang w świetnym "Boreal Fiends", w którym Nocturno Culto tylko na moment pozwala sobie na podhalańską przyśpiewkę, odstępując od ponurych, gardłowych wokali wypełniających "Arctic Thunder". Wrodzone predylekcje Culto i Fenriza nakazują im jednak w końcu - w schemacie tożsamym z "Tundra Leech" - przełamać narastający, hipnotyzujący ciężar "Boreal Fiends" rozkołysanym, klasycznym heavymetalowym riffem à la Judas Priest, zwieńczonym przeszywającą nieboskłon, polarną solówką gitarową o kapitalnie tęsknym charakterze.

Blackmetalowa melancholia skandynawskiego black metalu najmocniej daje o sobie znać w "Deep Lake Tresspass", szybko jednak ulega pod naporem plugawych, surowych riffów meandrujących po rubieżach prymitywnego black metalu i tradycyjnego heavy metalu. Mimo to, w sensie samego nastroju, numer ten ma jednak sporo wspólnego z klimatem drugiej fali.

Bezsprzecznie blackmetalowy prymitywizm wyziera również z d-beatowo-motörheadowskiego w swym szwungu "Burial Bliss", szkoda tylko, że jest to utwór trochę "half-assed", jak to mawiają, bez wyrazu, bez ikry, niedorobiony a, przez dokuczliwą monotonię, zmierzający właściwie donikąd. W pozbyciu się tego wrażenia nie pomaga też brak puenty, zastąpiony w tym przypadku stopniowym wyciszeniem całego numeru. To samo, poza ostatnim elementem, można by powiedzieć o boleśnie nijakim, kończącym album "The Wyoming Distance", który - choć trwa z grubsza trzy minuty - wydaje się kompletnie niepotrzebny, a już na pewno nie w tym miejscu.

Mimo tych wad i zastrzeżeń, dobra połowa "Arctic Thunder" to solidne utwory nawiązujące do blackmetalowej tożsamości Darkthrone, w tym wymiarze bliżej im jednak do albumów takich jak "Hate Them" (2003 r.) aniżeli "Panzerfaust" (1995 r.) czy "Transilvanian Hunger" (1994 r.), choćby i przez sam fakt braku blastów. Środkowy palec black metalu wychynął jednak wyraźnie, stara rana znów krwawi.

Kilka naprawdę wybornych riffów, bezpośredniość tych numerów, prostolinijność i dobrze rozumiany prymitywizm kontrastujący z różnorodnością "The Underground Resistance", a przede wszystkim wyzuty w dużej mierze z krotochwilnych retro zabaw, wyraźnie blackmetalowy nastrój całości, zdają się jednak potwierdzać zapowiadaną, bardziej "podniosłą i introwertyczną" atmosferę 16. płyty Norwegów.

Należy niemniej pamiętać, iż biorąc pod uwagę przyrodzony Darkthrone nonkonformizm, sprostanie oczekiwaniom blackmetalowych purystów wydaje się z gruntu niemożliwe. Nie liczyłbym też na to, że "Arctic Thunder" to tzw. album przejściowy, po którym norweski duet rzuci się na nagrywanie numerów w klimacie "In The Shadow Of The Horns". Słuchając "Arctic Thunder" nie czuję się jednak oszukany. Nie jest to może płyta wybitna, ale z pewnością autentyczna. Obawiam się, że bardziej blackmetalowo już raczej nie będzie. Pozostaje cieszyć się z tego, co jest.

Darkthrone "Arctic Thunder", Mystic Production

6/10

Co wiesz o black metalu - sprawdź się:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Darkthrone | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy