Reklama

Recenzja Bon Iver "22, A Milion": Emotikony zamiast emocji

Max Fisher, główny bohater filmu Wesa Andersona "Rusmore", zapytany o tajemnicę życia, odpowiedział: Trzeba znaleźć coś, co się lubi i robić to do końca życia. Wydawało mi się, że Justin Vernon ma już to dawno za sobą. Tymczasem rola folkowego barda chyba nie do końca mu pasuje. Szkoda, bo bez gitary i smutnego spojrzenia na zachodzące słońce jakoś mu nie do twarzy.

Max Fisher, główny bohater filmu Wesa Andersona "Rusmore", zapytany o tajemnicę życia, odpowiedział: Trzeba znaleźć coś, co się lubi i robić to do końca życia. Wydawało mi się, że Justin Vernon ma już to dawno za sobą. Tymczasem rola folkowego barda chyba nie do końca mu pasuje. Szkoda, bo bez gitary i smutnego spojrzenia na zachodzące słońce jakoś mu nie do twarzy.
Na płycie "20, A Milion" Bon Iver emocje zastąpiły mrugające emotikony /

Aż pięć długich lat Justin Vernon kazał nam czekać na swój nowy album. Przez ten czas głównodowodzący zespołem Bon Iver dawał rzadkie oznaki życia w dość przewrotny sposób. Najpierw zaśpiewał gościnnie na płycie... Kanyego Westa, by następnie zaprezentować sympatyczny układ choreograficzny w teledysku do utworu "Friends" Francis and the Lights. Co jak co, ale po długobrodym Amerykaninie o aparycji życzliwego drwala, który z uśmiechem na twarzy byłby w stanie przewieźć cię swoją ciężarówką przez całe Stany, mało kto się tego spodziewał.

Reklama

Mówimy w końcu też o facecie nagrywającym debiutancką płytę "For Emma, Forever Ago" podczas trzymiesięcznego pobytu w zabitej deskami chacie gdzieś w dalekim Wisconsin. Uwiódł wtedy cały świat swoimi oszczędnymi folkowymi kompozycjami, które chwytały za serce i rozszarpywały je na kawałki. Potrafił przy pomocy zaledwie muśnięcia strun gitary, sięgnąć w emocjonalną głębię i wydobyć na powierzchnię jej szlachetność zawartość. Kiedy w 2011 opublikował swój drugi album "Bon Iver" wielu kręciło nosem, Vernon postanowił bowiem dodać swojej muzyce pompatyczności i barokowej oprawy. Nie przeszkodziło mu to jednak zdobyć nagrody Grammy dla najlepszego nowego artysty i najlepszego albumu alternatywnego. Czy i tym razem muzyk może liczyć na podobne wyróżnienia?

Szczerze powiedziawszy... nie za bardzo. Już sama okładka "22, A Milion" daje jasno do zrozumienia, że czeka nas sporo zaskoczeń. Niestety, niezbyt przyjemnych. Na czarnym tle widzimy wiele przedziwnych symboli, otaczających pomarańczowo-brązowy kwadrat odwołujący się do słynnego yin-yang. Mało? No to mamy jeszcze trochę zabawy z numerologią. Jeszcze dziwniej robi się kiedy zerkniemy do listy utworów. "715 - CRΣΣKS" , "715 - CRΣΣKS", "29 #Strafford APTS" - a są to niekoniecznie najbardziej pokręcone z tytułów. Przywodząc na myśl estetykę "witch house" (czy ktoś jeszcze o takim gatunku pamięta??), dają do myślenie, że może Bon Iver chce tym razem przemówić do innego typu słuchacza niż dotychczas.

I już pierwszy kawałek z tracklisty, "22 (OVER S∞∞N)" potwierdza te przypuszczenia w stu procentach. Elektroniczny puls, przetworzony kobiecy wokal, rozmydlona (urywająca się nawet w kilku momentach) melodia i saksofon w końcówce. Tego się chyba nie spodziewaliście, co? Ja też. Następny w kolejce jest "10 d E A T h b R E a s T ⚄ ⚄" z drapieżnym, brudnym beatem i zmodyfikowanym głosem Justina à la Kanye West. To nie żart. Dla jednych ten numer będzie jazgotliwą słodyczą, dla innych kiczowatą miniaturką próbującą przebierać się w piórka awangardy.

"715 - CRΣΣKS" ze swoją przyjemną linią melodyczną mógłby spokojnie zasilić debiutanckie wydawnictwo Bon Iver, gdyby tylko pojawiła się w nim gitara. Tymczasem Vernon śpiewa  cały kawałek a capella, obrobionym komputerowo głosem. Po co te drażniące udziwnienie, doprawdy nie wiem. Nie rozumiem też dlaczego autor "Skinny Love" stara się nieudolnie naśladować Björk z czasów "Biophilii" w "____45_____" i niepotrzebnie, w żenujący wręcz sposób, buduje na siłę podniosły klimat w "666 ʇ". Podobnych pytań o sensowność użytych środków i aranżacyjnych rozwiązań pojawia się przy okazji słuchania "22, A Milion" wiele. Zbyt wiele. Zupełnie jakby nasz drwal nie mógł się zdecydować, które drzewo ściąć, a które zostawić w spokoju. Efekt tego jest dość groteskowy.

Z jednej strony szanuję to, że amerykański artysta postanowił wkroczyć na nowe muzyczne tereny, nie oglądając się na niczyje oczekiwania, a z drugiej strony zrobił to w tak nieporadny sposób, że ciężko napisać o jego najnowszym dziele cokolwiek pozytywnego. Panuje na nim chaos, nielogiczny, stylistyczny miszmasz i autorska bezradność. To, co w muzyce Bon Iver było najważniejsze, czyli emocje, jest ukryte gdzieś głęboko pod tymi wszystkimi dźwiękowymi warstwami i nie ma po prostu jak się do nich dokopać. Zostały one zastąpione mrugającymi, świecącymi emotikonami, na które moja reakcja może być tylko jedna - kciuk w dół.

Bon Iver "22, A Milion", Mystic Production

3/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bon Iver | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy