Recenzja Big Sean "I Decided": Do ilu razy sztuka?

Teoretycznie masz wszystko, żeby osiągnąć sukces, ale zawsze czegoś ci na końcu brakuje. Czego? W przypadku Big Seana pytanie pozostaje bez odpowiedzi, ponieważ znowu zabrakło kropki nad pewną literką.

Na płycie "I Decided" Big Sean najzwyczajniej w świecie nudzi.
Na płycie "I Decided" Big Sean najzwyczajniej w świecie nudzi. 

Big Sean próbuje po raz kolejny i tak jak w przypadku "Dark Sky Paradise" nie do końca mu się udaje. Dostajemy mały gwiazdozbiór na trackliście, zarówno tych uznanych nazwisk, jak i tych, którzy powoli zaczynają rozpychać się łokciami na scenie, wnoszących o wiele więcej od protegowanego Kanyego Westa.

Zanim zajmę się gospodarzem to może na początku napiszę o innych, teoretycznie tylko drugoplanowych postaciach. Eminem czasy świetności ma już dawno za sobą, aczkolwiek raz na jakiś czas uda mu się nagrać dobrą zwrotkę i występ w No Favors" jest naprawdę udany. The-Dream jeszcze nigdy poważnie nie zawiódł, a o Jeremihu czy Migosach nieprzypadkowo dużo się ostatnio mówi. To są duże plusy.

Podobnie jak z gościnnymi występami źle nie jest z muzyką. Gwiazdorska lista producentów, zarówno ze starymi wyjadaczami, jak i młodymi gniewnymi, dostarcza całkiem sporo wrażeń i rozkoszy, tylko czy aby na pewno pasują do Big Seana? Uznane marki jak Metro Boomin czy DJ-e: Dahi, Khalil i Mustard, dostarczyli podkłady na swoim stałym wysokim poziomie i wcale nie przeszkadza, że momentami wszystko zlewa się w jedną całość. Ta monotonia ze znakomitą przestrzenią (i momentami denerwującymi clapami) jest cudownie klimatyczna. Wiem, że zabrzmi to trochę dziwnie, ale muzyka... genialnie koresponduje z okładką. Skoro nie udaje się z raperem, to musi z czymś innym.

Było już trochę o gościach i producentach, więc czas na głównego bohatera, który zawiódł na całej linii. Kompan legendy z Chicago (bo inaczej o Weście nie można przecież mówić) po raz kolejny nie wykorzystał szansy, żeby dostać się na sam szczyt, a przecież ma ku temu predyspozycje. Głos, flow, potrafi rzucić kilka celnych linijek, ale co z tego, skoro na "rynku" są lepsi pod każdym względem? Nie wystarczy być kimś więcej niż zwykłym rzemieślnikiem, żeby zaistnieć trochę mocniej.

Big Sean najzwyczajniej w świecie nudzi. Rzadko zdarza mu się tego nie robić, a jeśli już to przegina w drugą stronę. Po cholerę wychwalać swoje umiejętności pod niebiosa albo brać się za średnio udaną grę słów? Delikatne wątki polityczne też są kompletnie zbędne, tym bardziej, że nic odkrywczego o Trumpie już się powiedzieć nie da.

Jest nudno. Może i jest to najlepsza płyta rapera, ale czy w pełni ukazująca jego potencjał? Nie. Czego brakuje? Najważniejszego. Replay value. Takie numery jak "Light", "Moves" i "Owe Me" są całkiem zgrabnie napisane, ale nie chce się do nich wracać. Tego wymaga się od dobrych płyt, a chyba trochę szkoda czasu na zwykłą rzemieślniczą robotę, prawda?

Big Sean "I Decided", Def Jam/Universal Music

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas