Reklama

Raye "My 21st Century Blues": Gdyby to była zemsta, byłaby wyjątkowo słodka [RECENZJA]

To nie jest album-zemsta, chociaż wytwórnia Polydor może żałować, że Raye nie jest już w jej szeregach. Jej debiutancki album brzmi świeżo, jest eklektyczny i pokazuje wielki talent Brytyjki do komponowania piosenek. Oni wiedzieli o tym od dawna, ale nie dawali jej rozwijać skrzydeł. Więc od nich odeszła.

To nie jest album-zemsta, chociaż wytwórnia Polydor może żałować, że Raye nie jest już w jej szeregach. Jej debiutancki album brzmi świeżo, jest eklektyczny i pokazuje wielki talent Brytyjki do komponowania piosenek. Oni wiedzieli o tym od dawna, ale nie dawali jej rozwijać skrzydeł. Więc od nich odeszła.
Okładka albumu Raye "My 21st Century Blues" /materiały prasowe

Raye sama też zapewne nie nazwałaby tego albumu zemstą (a w tym wypadku byłaby to wyjątkowo słodka zemsta). Nie odgrywa się na byłej wytwórni. O tym, co ją spotkało mówi w wywiadach, opowiada o tym, jak ważna jest dla niej walka o prawa songwriterów i wszystkich tych, których przemysł muzyczny niedostatecznie wynagradza, trzymając ich gdzieś na dalekim planie.

Muzyka Raye jest wolna od tych żali. Choć nie jest wolna od żali w ogóle. Artystka opowiada o swoich traumach, doświadczeniach wykorzystywania seksualnego czy problemach z postrzeganiem własnego ciała.

Reklama

Raye odeszła z wytwórni Polydor, bo, jak twierdzi, firma zabraniała jej wydać solową płytę. Artystka tworzyła za to dla innych. Pisała teksty m.in. dla BeyonceJohna Legenda czy Charli XCX. Jej ambicje od początku jednak kierowały ją ku solowej działalności, co nie pokrywało się z pomysłem wytwórni na jej karierę.

"My 21st Century Blues" zaczyna się nieco filmowo. Dalej nie jest jednak o uczuciach wymuszonych, zachowaniach na pokaz. Piosenki Raye to opowieści szczere i przejmujące, nie mają za zadanie na siłę wyciskać łez, tym bardziej takich, za które dostaje się Oscary. To manifest siły. Album o drodze, którą przebyła Raye, by pokazać światu swoje piosenki. Nad niektórymi z nich pracowała nawet kilka lat.

Słyszymy w nich wiele muzycznych tropów - Raye nie ogranicza się do R&B. W "Mary Jane." pobrzmiewa blues, w “Black Mascara." uwagę przykuwa taneczny beat, a w "The Thrill is Gone." gospelowy trop. Oprócz tego słyszymy tu też hip-hop czy house. Album napakowany jest przesłaniami. Raye mówi o tym, jak to jest być kobietą w przemyśle muzycznym. W "Ice Cream Man." podkreśla: “Jestem kobietą / Jestem cholernie odważną, silną kobietą". Mówi także o potrzebie, by czasem się odciąć - jak w hitowym singlu "Escapism.".

"My 21st Century Blues" to układanka brzmień i przeżyć, osobiste piosenki, w których może trudno doszukać się wspólnych punktów na poziomie warstwy muzycznej. Ale to tylko czyni tę płytę jeszcze ciekawszą.

Raye, "My 21st Century Blues"

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Raye | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy