Promocji krążka Habakuka towarzyszą liczby. Do przytaczanych 21 lat działalności, 8 albumów, 800 koncertów, 10000 godzin prób (i błędów) częstochowianie dopisali właśnie 14 nowych kompozycji. Fajnie zagranych, szkoda tylko, że sierjoznie napisanych.
Takie grupy jak Habakuk na palcach jednej dłoni można zliczyć. To reggae doby pokoleniowej transformacji, jeszcze zapatrzone w Black Uhuru czy Izrael, ale już wyzbyte niechęci do elektroniki czy hip-hopu. Atrakcyjne dla młodego ucha, przy tym jednak uduchowione, bez cienia napinania się, cwaniactwa, czerstwej "propagandzi".
Lubię "Brodę" i spółkę, cóż zrobić. Nawet odstraszająca moich kolegów, coraz silniejsza juwenalijna konotacja nie obrzydziła mi "Mniam! Mniam! Rege" czy "Muzyki Słowa Liczby Koloru". Ba, podpiszę się pod umiarkowanie popularnym stwierdzeniem, że rozkołysanie wierszy Kaczmarskiego wszystkim wyszło na dobre.
Włączałem więc "Sztukę ulotną" z nadzieją. I przyznaje, nietrudno materiał polubić. Jest efektowny, zaskakująco szybki, napędzany organicznym żywiołem. Udało się niczego nie przekombinować, acz parę razy można się zdziwić - chociażby galopującym niespodziewanym rytmem "Dreadem". "Edukacja", piosenka przypominająca słabiej zrealizowany, nafaszerowany orientem dancehall Vavamuffin, który przechodzi w bliski Masali klimat przesterów i pokrzykiwań, to jeszcze dalszy odjazd. Puszczamy to jednak w niepamięć przy powściągliwie wykończonym elektroniką, napędzanym pełną animuszu sekcją dętą Całej Góry Barwinków "Kryzysie" bądź podlanym dubem "Systemie". Ci bardziej konserwatywni zakochają się w melodyjnym "Czuję reggae" albo obdarzoną niedzisiejszym, acz pasującym gitarowym solo "Moją Domeną". Singlowy "Słoik" stanowi kwintesencję habakukowego stylu i powinien spodobać się wszystkim bez wyjątku.
Podsumowując "Sztukę ulotną" należy więc przyznać, że to odpowiednie nadane rzeczy brzmienie i, niestety, zaniedbane słowo. Po kwiatkach w rodzaju "Kolejna warstwa wydmuchanych chmur / nie robi nam w mózgu dziur", "może nadejść taki dzień, że drzewo nie zakwitnie / to nie znaczy, że cały świat nagle zniknie" czy - żeby ze zgrozą przytoczyć mojego faworyta - "Tak jak kwadrat ma równe boki / Rasta na głowie mają loki" - trudno ukryć zakłopotanie. I nie trzeba wcale łapać Artura Szumlasa za częstochowsko rymowane wyrazy czy nasycone banałem linijki. Już spektrum tematów, po których porusza się grupa jest jak z szytego naprędce stereotypu. Kryzys, zakończona farsą telewizyjna misja i - jakżeby inaczej - świat babilońskich satrapów i snów o Marleyu.
"Jamajka jest za siódmym morzem / Tutaj jest Polska, z korzeniami na wschodzie / Tam palmy szumią nad ciemnym morzem / U nas niestety zginęłyby na mrozie (...) / Tutaj miała być druga Japonia / I po latach druga Irlandia / Przestańmy dublować, przestańmy kserować / zacznijmy kreować" - apeluje Szumlas głosem "Brody" Turbiarza. No to zacznijcie, panowie.
6/10