Reklama

Niegroźny prezent świąteczny

Susan Boyle "The Gift", Sony

Nie sposób oceniać płyty "The Gift" w oderwaniu od postaci samej Susan Boyle. Bez jej wokalu i przeżyć, byłaby to tylko kolejna składanka ckliwych coverów i kolęd.

Susan Boyle dała się poznać światu dzięki brytyjskiej edycji "Mam Talent". To ta podchodząca pod pięćdziesiątkę samotna kura domowa mieszkająca z kotem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniła się w znaną wokalistkę. Co ważniejsze, wokalistkę, która rzeczywiście ma głos. Dowiodła tego nie tylko w programie telewizyjnym, ale i na debiutanckim krążku "I Dreamed A Dream". Teraz, po roku, powraca z drugą płytą "The Gift" - świątecznym prezentem dla słuchaczy.

Reklama

Dostajemy piosenki znane i lubiane. Z jednej strony klimatem idealnie odpowiadają atmosferze okresu bożonarodzeniowego, z drugiej nie są wcale zbyt oczywiste. Bo próżno tu szukać kolejnej wersji "Last Christmas" czy "Let It Snow".

Boyle nagrała za to własną interpretację jednego z największych wyciskaczy łez, czyli cohenowskiej ballady "Hallelujah". Jest też "Perfect Day" Lou Reeda wykonany, rzec by można, po bożemu, ale nie w sensie zgodności z oryginałem, a ilości anielskich chórków, pogłosów i podniosłych brzmień.

Brytyjska wokalistka zdradza, że wybierała tylko takie utwory, w których odbija się choćby pierwiastek z jej własnych doświadczeń. A ponieważ przez lata występowała w kościelnym chórze , to i na "The Gift" najwięcej z repertuaru okołokolędowego. Przykładem niech będzie "Do You Hear What I Hear?", świąteczna piosenka napisana w latach 60. ubiegłego wieku. Boyle nagrała ją w duecie z Amber Stassi, dziewczyną, która dzięki zorganizowanemu przez Susan konkursowi, wywalczyła sobie występ na tym krążku. Wśród starannie dobranych piosenek nie zabrakło kilku kolęd popularnych w Anglii, u nas zaś mniej rozpoznawanych - "Away In a Manger" czy "O Holy Night".

Wszystkie kompozycje są zaaranżowane bardzo skromnie, tak, by stworzyć dyskretne tło dla wokalu artystki. Tak właśnie było na debiutanckim albumie Boyle. Raz więc między frazami wyśpiewanymi przez Susan słyszymy subtelny akompaniament instrumentów smyczkowych, innym razem kilka akordów na gitarze akustycznej, czasem moment kulminacyjny podkreślą dęciaki i perkusja, najczęściej jednak jest sielsko, delikatnie i bardzo klimatycznie.

"The Gift" nie jest bowiem jakimś wybitnym czy awangardowym dziełem interpretatorskim. Jego główna bohaterka świetnie wykorzystuje atuty wokalne, ale to wciąż jedynie (a może aż?) sympatyczna i niegroźna płyta świąteczna. Dla babci pod choinkę, do grania w tle podczas świątecznych spotkań, a potem do odstawienia na półeczkę, gdzie będzie spokojnie czekać kolejne 12 miesięcy. O ile nikt o niej nie zapomni...

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Susan Boyle | The Gift | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy