Nie dbać o bagaż, nie dbać o rozwój
Dominika Węcławek
Dolores O'Riordan "No Baggage", Kartel Music
Grać tak, jakby XXI wiek nigdy nie nadszedł? Wbrew pozorom to możliwe. Na swoim drugim solowym albumie Dolores O'Riordan dowiodła, że jest odporna na nowe trendy w muzyce.
Należy się jedynie zastanowić, czy to atut. Dla tych, którzy zadurzyli się w jej głosie i są z artystką od pierwszych albumów The Cranberries - na pewno tak. Druga solowa płyta wokalistki kojarzonej z takimi nieśmiertelnymi songami jak "Zombie" czy "Salvation" nawiązuje przede wszystkim do tego wszystkiego, co dotychczas zrobiła. Budowanie sukcesu przede wszystkim na genialnym głosie trudno nazwać twórczą kontynuacją, czy krokiem w przód. Niestety, zmiana nastroju na nieco bardziej pogodny to jedyna nowa inicjatywa, jakiej Dolores się podjęła.
Kto więc oczekuje mrocznych akcentów, trudnych pytań i mocnych puent, ten się rozczaruje. W zamian otrzymujemy prosty optymizm i nieskomplikowaną muzykę. Piosenki słodkie do przesady, jak choćby "Fly Through", i banały zaniżające przyzwoity poziom tekstów. Bo wersów takich jak "To ty, to ty, to ty. Wiesz, że sprawiasz, że czuję się lepiej..." z piosenki "It's you" wokalistce o takiej pozycji śpiewać po prostu nie wypada.
Muzycznie album ogranicza się do pełnego przestrzeni rocka z drobnymi folkowymi akcentami. A szkoda, bo jednym z ciekawszych momentów jest utwór "Throw Your Arms Around Me", w który wpleciono motywy etniczne. Uwagę przyciągają też takie kompozycje, jak "Be Careful", gdzie partie gitar nabierają nieco drapieżności oraz niepokojąco narastający "Lunatic", jedyny cień na słonecznej polance tej płyty. To wciąż za mało, by uczynić ją wyjątkowym. Tym bardziej, że nie sposób oceniać "No Baggage", nie patrząc przez pryzmat samej artystki. A Dolores O'Riordan przez te wszystkie lata pokazała, że stać ją na więcej, niż miałkie śpiewanki - trochę dla wszystkich, trochę dla nikogo.
5/10