Muzeum nowoczesności
Piotr Kowalczyk
Orchestral Manouvres In the Dark "History Of Modern" 100% Modern/Sonic Recrds
Pierwszy od 14 lat album klasyków synth-popu z Liverpoolu zabiera nas w wycieczkę do 1986 roku. Nigdy nie sądziłem, że podróż w czasie będzie tak nudna.
Okładkę najnowszej płyty OMD zaprojektował Peter Saville. 30 lat temu na zlecenie Tony'ego Wilsona i manchesterskiej wytwórni Factory Records artysta tworzył ikoniczne okładki Joy Division, A Certain Ratio, New Order czy właśnie OMD (ilustrował ich płyty, "Architecture & Morality" oraz "Dazzle Ships"), swoją ikonografię umieszczając w mitologii muzyki pop. Okładka "History Of Modern" też ma ten potencjał na bycie ikoną. Geometryczna struktura na pomarańczowym tle wygląda jak schemat projektu autostrady (skojarzenia: Kraftwerk! Autobahn!) zrobiony na jakimś prymitywnym programie graficznym (Commodore i Amigi - a więc cywilizacyjne symbole połówki lat 80.). Płyta, przypomnijmy, nazywa się "History of Modern". Peter Saville, abstrakcyjna geometria, nowoczesność w tytule, Kraftwerk i pierwsze komputery osobiste. Wszystko aż nazbyt perfekcyjnie układa się w jedną całość.
W pierwszej połowie lat 80. syntezatorowa gałąź post-punka (John Foxx, OMD, Visage) rzeczywiście kojarzyła się z modernistyczną jakością w muzyce pop - ciągłym postępem, ekscytującym choć sterylnym brzmieniowym designem, udanymi prowokacjami i estetycznymi i odniesieniami do życia w betonowych osiedlach miast thatcherowskiej Anglii. Ta muzyka jednocześnie chciała nie przekazywać uczuć, tylko być architekturą - krzyczały o tym brutalistyczne syntetyzatory Johna Foxxa, wszechobecny wpływ Kraftwerk i regularnych syntetycznych pochodów w stylu Giorgio Morodera. Synth-popowcy przypuścili szturm na listy przebojów. Program "Top Of The Pops" był świetną trampoliną dla ambitnych dyletantów - czy mowa o Human League czy Depeche Mode. Równie szybko cała estetyka została jednak skodyfikowana, a jej gigantyczny wpływ na muzykę pop późnych lat 80. (czy 90. - choćby nasze disco polo jest dalekim krewnym muzyki tanecznej wczesnych lat 80.) spowodował, że "ejtisy" zaczęto sprowadzać do nieśmiertelnych klisz typu "dekada kiczu". Również dla samych artystów takich jak OMD wyjście poza jedną charakterystykę okazało się niemal niemożliwe.
Pierwszy od 14 lat album liverpoolczyków brzmi dokładnie tak, żeby ich fani poczuli nostalgię do wielkich singli OMD z pierwszej połowy lat 80. - "Enola Gay" czy "Electricity". Linie klawiszy nadal są charakterystycznie monstrualne i na swój sposób bardzo chwytliwe. Płyta jednak pozostawia mimo wszystko dość obojętnym. Cały album opiera się właściwie na podobnych tempach, przestrzennych aż nadto, momentami po prostu patetycznych aranżach oraz archaicznym i niespecjalnie błyskotliwym programowaniu bitów. Tak jakby czas - z niewielkimi detalami stanął w miejscu gdzieś w 1986 roku. Singel "If You Want It" jest zaskakująco łzawy nawet jak na nigdy nie będących specjalnymi macho OMD. Gdy zespół próbuje zaproponować coś innego - jak w syntetycznym r'n'b "Pulse", to wychodzi natychmiast brak wyczucia artystów w bawieniu się w takie klimaty. Ponieważ płyta jest tak oczywista rytmicznie, to poszukałem ciekawych elementów w melodiach, produkcji czy aranżach. Niestety w tych aspektach dzieje się również niewiele. Problem jest również taki, że w hordzie piosenkarzy synth-popowych, Andy McLuskey należy do tych mniej wyrazistych wokalistów.
Zastanawiam się więc, dla kogo - poza szalikowcami synth-popu z połowy lat 80. - dokonała się reaktywacja OMD. "History Of Modern" nie jest płytą fatalną, tylko zaskakująco... przewidywalną. Nie chodzi nawet o to, że zespół się jakoś wyjątkowo brzydko zestarzał - bo decyzje muzyczne przez nich podejmowane są jakoś tam poprawne i wstydu nie przynoszą. Niestety wciąż nie mogę odeprzeć wrażenia, że liverpoolczycy brzmią jak epigoni samych siebie. I rozumiem, skąd ten tytuł, "History of Modern". To po prostu zaproszenie na wystawę muzealną o niegdyś fascynującym nurcie muzyki pop. Dobrze przynajmniej, że Peter Saville wciąż daje radę.
4/10