Mistrzowski powrót mistrza prowokacji

Public Image Limited "This Is PiL", Rockers

"To jedna z najlepszych płyt Johna Lydona w całej dyskografii artysty"
"To jedna z najlepszych płyt Johna Lydona w całej dyskografii artysty" 

Chyba nikt nie spodziewał się, że John Lydon przywróci PiL do życia w tak znakomitym stylu.

Przypomnijmy, że po burzliwym rozpadzie Sex Pistols wokalista Johnny Rotten postanowił - już jako poważny John Lydon - jeszcze raz zrewolucjonizować scenę muzyczną. W tym celu powołał formację Public Image Limited, która stała się sztandarowym reprezentantem post punku. Pierwsze dwa albumy PiL - znakomity "First Issue" i genialny "Metal Box" - zawierały muzykę będącą ryzykownym wyzwaniem rzuconym powoli śniedziejącej scenie punkowej. Ryzykownym, ponieważ John Lydon i towarzyszący mu muzycy (m.in. legendarny już basista Jah Wobble) skierowali się ku brzmieniom dub i funk, co niekoniecznie musiało podobać się fanom Sex Pistols.

"First Issue" i "Metal Box" okazały się jednak najwybitniejszymi dokonaniami zespołu, który po poważnych roszadach w składzie (po wydaniu "Metal Box" z zespołu odszedł kluczowy dla brzmienia grupy Jah Wobble), z płyty na płytę puchł, jedynie od czasu do czasu zaskakując udanym singlem. Nic zatem dziwnego, że przed wydaniem "This Is PiL" fani nerwowo drapali się po głowach, zastanawiając się czy przypadkiem nie dojdzie do zupełnej kompromitacji reaktywowanej legendy muzyki alternatywnej.

Nie doszło. "This Is PiL" to jedna z najlepszych płyt Johna Lydona w całej dyskografii artysty. Album, na którym ikona muzyki post punk przypomniała, dlaczego na takie miano zasłużyła, jednocześnie nie zabierając nas w żenującą wycieczkę pod tytułem "Nostalgia". Zaskakujące jest natomiast to, że nostalgii nie brakuje w tekstach Johna Lydona.

Jak widać, wbrew temu co artysta wykrzykuje w "One Drop": "We are ageless, We are teenagers" ("Jesteśmy bez wieku, jesteśmy nastolatkami"), jednak upływ lat zmienił sposób postrzegania świata przez byłego czołowego bojownika walki z tradycją i umiłowaniem przeszłości. Gdy w "Human" John Lydon przyznaje, że "najbardziej tęskni za angielskimi różami", trudno ukryć zdziwienie tak konserwatywną poetyką.

W tekstach nie zabrakło stricte Lydonowskiego buntu, wściekłości i gorzkiego spojrzenia na współczesny świat. We wspomnianym "Human" lider PiL zauważa ze smutkiem, że "Anglia umarła". Biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia na Wyspach Brytyjskich, trudno nie przyznać artyście racji. A przesłanie można rozciągnąć także na cały Stary Kontynent, zmieniający się w ekspresowym tempie.

Jedną z charakterystycznych cech PiL i twórczości Johna Lydona jest również chaos, który brytyjski artysta - w jedynie sobie znany sposób - potrafi kształtować tak, by powstało z tego dzieło sztuki. Weźmy "The Room I Am In", któremu bliżej do slam poezji z osobliwie niepokojącym podkładem muzycznym niż do kompozycji nawet tak nieujarzmionego zespołu jak PiL. Bałagan panuje również w szczerze irytującym disco-dubowym "Lollipop Opera". Pozostałe kompozycje są PiL-owsko przystrzyżone, z ciętymi postpunkowymi gitarami, smolistym dubowym basem i solidnie kroczącym rytmem. Zaskakuje noir-ballada "Fool" i madchesterski "I Must Be Dreaming". A trio "One Drop", "Deeper Water" i "Terra-Gate" brzmią wybornie, jak przez przypadek odkopane klasyki z sesji do "Metal Box". Pod względem muzycznym "This Is PiL" to naprawdę znakomita rzecz.

Rozpiętość ocen "This Is PiL" jest imponująca: od zachwytu na klęczkach do mieszającej z błotem krytyki. Wygrywa na tym John Lydon, któremu od zawsze zależało na polaryzowaniu opinii publicznej, bo już na samej opinii w ogóle. Dlatego uciekając od typowo recenzenckiej puenty, odnotujmy powrót jednej z najmocniejszych i najbardziej intrygujących indywidualności na scenie. A takich charakterów w muzyce jest coraz mniej. Jeszcze trochę i będziemy za nimi tęsknić. Tak jak John Lydon za "angielskimi różami".

9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas